środa, 22 lipca 2015

20 faktów o ed, które przekonają cię nawet jeśli jesteś bardzo przeciw

... czyli ukryte motywy.

1. Możesz osobiście przyglądając się mękom dziecka cieszyć się, że teraz nie ciebie zmuszają tylko ty zmuszasz.

2. Możesz zapisywać dziecko na dowolne ilości zajęć dodatkowych tak, by nie miało nawet 10 minut przerwy realizując tym samym a) plan zemsty za to jak ty miałeś będąc dzieckiem b) plan uszczęśliwienia dziecka organizując mu to czego sam nie miałeś.

3. W czasie "wolnym" od zajęć dodatkowych możesz zamknąć dziecko w pokoju z wynajętym guwernerem dbając, by miał w pełni zajęty czas i rozwijał swoje możliwości bez ryzyka marnowania czasu na gadanie z kolegą w ławce.

4. Możesz opowiadać znajomym, że twoje dziecko jest tak genialne, że tylko ed pozwala na optymalny rozwój jego nieprzeciętnych umiejętności.

5. Możesz psioczyć ile wlezie na szkoły, okazując wyższość nad innymi psioczącymi rodzicami, bo nie tylko psioczysz, ale też działasz na rzecz dobra swojego dziecka!

6. Oraz wyrażać wyższość nad nauczycielami - sługusami systemu.

7. Ed będzie wspaniałym uzupełnieniem stylu życia: eko, rodzicielstwa bliskości, ortodoksyjnej religijności, anarchizmu, antypedagogiki, wszelakich alternatywnych sposobów na życie.

8. Ed jest również znakomitym dodatkiem do stylu życia anty-systemowego (bez szczepień, peselów, urzędników itp.).

9. Możesz spać do 11, cały dzień spędzać w piżamie, a zamiast wydawać kupę kasy na głupie podręczniki kupić dziecku kompa, tablet i pozwolić mu też uczyć się nowocześnie jak, kiedy, gdzie i czego chce.

10. Nigdy nie chodzisz na zebrania szkolne.

11. Nigdy nie musisz rozwiązywać dylematu "kto miał rację: głupi nauczyciel czy twoje mądre dziecko".

12. Nigdy nie musisz podpisywać durnych uwag w dzienniczku (że dziecko je na lekcji - bo przecież twoje dziecko codziennie je na lekcji albo, że gada na lekcji albo, że zadaje pytania albo, że bawi się komputerem, bo właściwie TAK WYGLĄDA jego lekcja)  i wypisywać usprawiedliwień za nieobecności, lub co gorsza prosić o nie lekarza, bo twoich nikt nie traktuje poważnie.

13. Jest duża szansa, że nigdy nie zobaczysz żadnej wszy. A w każdym razie dużo rzadziej niż rodzice dzieci szkolnych.

14. Ominie cię 50% chorób dziecka.

15. Sam wybierasz termin wakacji.

16. Możesz iść z dzieckiem do kina wtedy, gdy bilety są znacznie tańsze.

17. Nie musisz się tłumaczyć, a nawet w ogóle nie odczujesz presji otoczenia z powodu nie chodzenia dziecka na religię.

18. Ominie cię rywalizacja na poziomie kosztowności prezentów świątecznych, komunijnych, urodzinowych, a nawet zwyczajnych ciuchów, butów czy akcesoriów szkolnych.

19. Dla twojego dziecka Święty Mikołaj będzie biskupem w mitrze, a nie krasnoludem Coca-coli.

20. Będziesz mieć stałe poczucia bycia lepszym od innych (rodziców, urzędników, członków rodziny, którzy nie robią ed i większości obywateli w państwie, a nawet wielu państwach).


"Mam wrażenie, że panowie mylnie interpretują. On to śpiewa żartobliwie, ironicznie! Ze stosunkiem jakimś takim żartobliwym do tematu i do samego siebie, że on to śpiewa. I w związku z czym twierdzę, że nie jest to piosenka smutna, pesymistyczna [...]. Ja twierdzę, że jest to piosenka optymistyczna, żartobliwa, wesoła, z akcentami humorystycznymi. W sumie uważam, że potrzeba nam jest zdrowych, wesołych, optymistycznych piosenek, właśnie takich nawet czasami żartobliwie ironicznych. I w ten sposób bym ją interpretował!"
Rejs


sobota, 11 lipca 2015

Litery, sylaby, wyrazy - prezentacja gry

Drogi czytelniku.
W poprzednim poście rozpisałam się trochę o metodach nauki czytania, teraz chciałabym zaprezentować jedną z kilku gier, których używamy do ćwiczenia tej umiejętności. Tę konkretną grę wybrałam sama (sporo gier dostaję a darowanemu koniowi w zęby się nie patrzy, a przynajmniej głośno na te zęby nie narzeka) i jestem z niej stosunkowo zadowolona.
Jest to pozycja wydawnictwa Adamingo, "Litery, sylaby, wyrazy" i jest to układanka edukacyjna a nie klasyczna gra. To znaczy, że służy raczej jako pomoc w zajęciach lub zabawka dla jednej osoby. Choć, jak okaże się pod koniec, wcale niekoniecznie.  



Zgodnie z obietnicą zawartą w nazwie układanka oferuje materiał do zabawy literami, sylabami i wyrazami. W zestawie znajdują się bowiem osobno tafle z literami (wielkimi i małymi, chwała twórcom gry!) a osobno tafle z sylabami, z których można budować wyrazy. Wszystkie tafle opatrzone są obrazkami, które pomagają kojarzyć zapis litery z głoską - w przypadku alfabetu - bądź fragmentem obrazka, którego część nazwy stanowi dana sylaba. Jeśli zaś chodzi o materiał wyrazowy/sylabowy to jest on podzielony na wyrazy dwusylabowe i trzysylabowe. Poniżej prezentuję przykładowe zdjęcia.

Alfabet opatrzony obrazkami :


Alfabet do układania wyrazów:


Tak wygląda ułożony z alfabetu wyraz:


Oczywiście, w zabawie jaką jest układanie wyrazu z rozsypanki kryje się pewne ryzyko, że dziecko zafiksuje się na literowaniu i będzie mu trudnej przejść w płynne czytanie. Z tego powodu raczej nie korzystałam z tej formy zabawy, ale spodobało mi się, że na każdym tafelku znajdują się litery wielka i mała, dzięki czemu odpowiadanie na niekończące się pytania "a jak wygląda taka mała litera?" łatwo było uciąć. Do prezentacji, nauki rozpoznawania i kojarzenia - głoska w nagłosie z obrazkiem - materiał może się okazać przydatny. Raczej do zajęć niż indywidualnej zabawy.  

Teraz przejdę już do meritum, czyli zabaw z sylabami. Poniżej wyrazy dwusylabowe. Jak widać - prosta układanka, obrazek z podpisem podzielony na części. Układanie obrazka jest pomocą przy układaniu kolejno sylab. Znajdziemy tu wyrazy z sylab otwartych i zamkniętych, prostsze i trudniejsze, nawet zmiękczenia (dynia, piesek), dość trudne. 


Kolejny materiał to wyrazy trzysylabowe, ta sama zasada. Bawimy się w układanie wyrazów z sylab, układając obrazki. Ponieważ tych wyrazów jest naprawdę sporo więc dobrze jest na początek przygotować rozsypankę z kilku wybranych wyrazów, aby nie zniechęcać malucha układaniem wszystkiego naraz. I tu również znajdziemy wyrazy proste z sylab otwartych (morela), sylab otwartych z jedną zamkniętą (parasol, torebka) i trudniejsze ze zmiękczeniami i zbitkami spółgłoskowymi (wiewiórka, krokodyl).


Jeden z pomysłów na zabawę, która zmusi bardziej do czytania niż układania obrazków jest samodzielne ułożenie obrazka przez dorosłego a następnie zasłonięcie go kartonikiem. Zadaniem dziecka jest odczytać, a odkrywając obrazek przekona się czy dobrze odczytało.


Oczywiście, jak każda gra edukacyjna, ta również nie jest wolna od błędów. Nie jest to błąd ortograficzny gdyż podział wyrazów, przy przenoszeniu podczas pisania, na sylaby w zbitce spółgłoskowej ma określoną jedynie taką zasadę, że rozdzielamy jeśli powtarza się ta sama głoska, np.: kon-no, jednakże zgodnie z metodyką nauki czytania dla dziecka wyraz "tygrys" powinien być raczej przedstawiany jako wyraz zbudowany z dwóch sylab zamkniętych: tyg-rys niż z sylaby otwartej i zamkniętej ze zbitką dwóch spółgłosek: ty-grys, jak to zrobiono poniżej. Tak więc choć nie jest to błąd merytoryczny to nie ułatwia czytania i nie trzyma się metodyki nauki czytania.  Podobnie tru-ska-wki powinny być raczej dzielone na trus-kaw-ki, ka-pu-sta na ka-pus-ta, ka-czu-szka na ka-czusz-ka, cy-try-na na cyt-ry-na itd. Można to moje czepialstwo olać. A ja sama też czepiam się bo jestem przewrażliwiona z powodu nieustannej gotowości do tropienia błędów, która wynika poniekąd z takiego upierdliwego charakteru (w tym momencie wszyscy zaczynają współczuć moim córom i mężowi) a poniekąd z kilku lat puryzmu metodycznego, który obowiązuje nas przy naszej ukochanej córci dyslektyczce. Być może gdyby nie ona wcale nie zauważyłabym tych "błędów".  Pocieszające, że w całej grze takich wpadek jest tylko kilka.


Na koniec obiecana zabawa, w którą można dowolnie grać, bawiąc się i wygłupiając. Jest to układanie nowych, dziwnych, nieistniejących wyrazów z części różnych obrazków. Zabawa żywcem z Lewisa Carrola. Towarzyszą nam przy niej salwy śmiechu i czasem kończymy dopiero gdy nas fest rozbolą brzuchy. Rzadko też ograniczamy się do tworzenia trzysylabowców. Zwykle jest to początek, do którego każde dziecko kolejno dokłada coś nowego usiłując płynnie przeczytać całość. Zabawę wymyśliłam na spółkę z moimi dorosłymi już siostrami. Córki z początku tylko dziwnie patrzyły na nasze wygłupy ale potem złapały bakcyla. 
Jest to znakomita zabawa bo ćwiczy czytanie a do tego rozwija wyobraźnię. Nie tylko oryginalne brzmienie nowego słowa ale również próba wyobrażenia sobie tak dziwnego stwora, który byłby połączeniem koguta, motyla i małpy... jak też wyglądałaby taka "kotypa"? Albo jak smakowałby "arbużan"?


Oczywiście do tej zabawy nie trzeba wcale kupować całej gry. Można takie karty zrobić samemu, lub też układać dziwne wyrazy ze zwykłych sylab.
Miłej zabawy.
A w przyszłości wrzucę tu jeszcze prezentacje innych gier wspomagających naukę czytania. Mam jeszcze kilka, jednak chwilowo siedzę na wsi i nawet nie mam przy sobie zdjęć pozostałych gier.

Udanych wakacji wszystkim czytelnikom i trzymajcie się ciepło! Mam nadzieję, że cieplej niż ja. U mnie zaledwie 11 stopni C. W domu 20. Chlip. Nawet zimą mam cieplej w mieszkaniu... Zamiast lipca mam jakieś dziwne połączenie lipca, października i marca. Lidzierrzec.