Od początku roku nurtowała mnie kwestia co zrobić z nauką języka obcego. Mam absolutną pewność, że tego tematu sama nie ogarnę, nawet z cudowną pomocą super materiałów i stron w sieci. Nie da się, nie umiem, wstydzę się tego strasznie, nawet przez maturę przebrnęłam z trudem mimo wielu lat nauki w szkole. Ja zwyczajnie nie wierzę w to, że ja sama mogę obcy język opanować. Mogę po angielsku czytać proste teksty, oglądam filmy nawet bez napisów, ale gdy mam coś powiedzieć? Czarna dziura z krępującym eeee w środku. Żenada.
Nie uważam zresztą, żeby nauka języka w szkole - w naszym systemie klasowym - miała sens i planuję wysłać córki na poważny kurs językowy gdy będą starsze. Tymczasem jednak pozazdrościłam innym dzieciom i zaczęłam kombinować. Może jednak coś by się dało? Tylko jak to zrobić z dziećmi, które nie czytają i nie piszą? A właściwie kto by coś takiego mógł zrobić za mnie? Zwierzyłam się przyjaciółce z moich trosk, a pamiętając, że kiedyś organizowała takie domowe lekcje angielskiego dla małej grupy dzieci wśród znajomych spytałam nieśmiało o radę. A może raczej walnęłam prosto z mostu czy by nie zrobiła z takimi maluchami? Zrobiłaby, czemu nie. Wie jak, ma pomysł, prowadzi takie zajęcia domowe dla kilku małych grup w różnym wieku... I sama też ma córeczki - rówieśnice moich, niech się uczą razem. Hurra! I tak zaczęła się nasza przygoda z prywatnymi zajęciami angielskiego.
Nietrudno się domyślić, że dzieci te zajęcia uwielbiają. Ciocia jest wspaniała a język angielski ciekawy. Ja sama z zainteresowaniem podglądam pracę naszej domowej grupy językowej i najbardziej zachwyca mnie podejście "pani nauczycielki" do dzieci i wspólnej ich pracy. Ciocia Elwirka kocha się śmiać z dziećmi i każda pomyłka jest ku temu okazją. Dzieci się śmieją a "pani" wraz z nimi. Ciocia Elwirka ma dużo pomysłów i każda lekcja zawiera nowy element: wierszyk, zabawę ruchową - coraz to bardziej rozbudowaną i urozmaiconą, grę planszową, zgadywankę. Każda lekcja utrwala wiedzę z poprzednich zajęć i wprowadza nowy element powiązany tematycznie lub skojarzeniowo ze znanymi już słowami, podczas każdej lekcji dziewczynki wykonują pracę plastyczną, by nowe słówko poznać i zapamiętać, znane przypomnieć i zapamiętać lepiej.
Pierwsza lekcja (cytuję konspekt zajęć nauczycielki):
1. Przywitanie: Hello!
2. Colours for today: red, green, yellow and orange
3. Colours together with fruits [kolory w połączeniu z owocami na kolorowych kołach - z jednej strony kolorowe koło, na drugiej przyklejony obrazek - będą służyły jak MEMORY (skojarzenia)]: a red cherry, a green apple, a yellow banana, an orange orange
4. Pożegnanie Bye, bye!
Wygląda banalnie? Nie jest! Nie macie pojęcia jak fantastyczną zabawę można zorganizować dzieciom za pomocą czterech kolorowych kół z obrazkami. Choć właściwie pewnie macie, skoro jesteście fanami ed ;). Dziewczynki oczywiście rysowały kosz z owocami, który później wisząc na ścianie służył jak ściąga. A zajęcia skończyły się pełną śmiechu zabawą podczas której dziewczyny musiały reagować określonym zachowaniem na uniesiony w górę i wymieniony przez ciocię kolor.
Drugie zajęcia przypominały poznane słówka (zabawa z kolorowymi kołami), utrwalały (wypełnianie kolorowanki wg polecenia) a następnie wprowadzone zostały nowe kolory: blue and brown w połączeniu z zabawkami a blue ball, a brown teddy bear . Oczywiście przybyły dwa nowe koła a na koniec zajęć urozmaicenie w zabawie ruchowej. [Od tamtych zajęć ukochany miś Nadziejki dostał nowe imię i jest teraz misiem Teddy...]
Poznały też dziewczynki jedną zwrotkę wierszyka. Trudności w wypowiadaniu kolejnych zdań były nieustanną okazją do śmiechu i ponawiania prób.
A little poem
Hello yellow, hello blue
hello red and how are you?
Hello orange, hello green
hello brown, please play with me!
Każde kolejne zajęcia kryją niespodziankę. W zabawie dzieci muszą reagować na polecenie Teddy - bears sleeps i udawać, że śpią lub balls jump i skakać jak piłeczki. Kolorowe koła pomagają przypominać kolory ale są też grą w zgadywanie - jaki obrazek ukryty jest po drugiej stronie. Dziewczynki wykonały też obrazek kolorowej lalki,wyklejankę, przyklejając kolejne elementy zgodnie z poleceniem cioci - nazywanie kolorów - a gotowy obrazek przedstawiał nowe słowo a doll. Oczywiście trenowanie wypowiadania kolejnych zdań wierszyka stanowi nie lada wyzwanie i pełną emocji i śmiechu zabawę...
Cóż jeszcze można wymyślić dla pięciolatków? Puzzle oczywiście. Nowe zabawki - nowe słowa - a car, a plane zostały złożone z elementów, przyklejone i pokolorowane, chwilę później dziewczynki z werwą latały jak samoloty i jeździły jak samochody po całym pokoju sprawnie reagując na wypowiadane po angielsku polecenia cioci.
Inna nowa rzecz - gra planszowa w której kostka zamiast cyferek ma kolorowe kółka i żeby przesunąć pionek na następne pole trzeba głośno powiedzieć nazwę koloru.
Dziewczynki wspaniale się bawią podczas tych zajęć, poznają pierwsze słowa w obcym języku choć wcale nie umieją pisać i czytać (zresztą gdy w swoim języku - polskim - poznawały nazwy kolorów i zabawek też nie umiały wcale czytać i pisać) a poza tym uczą się uczestniczyć w zajęciach prowadzonych przez nie-mamę :).
A mama patrzy na to z boku i z dumą, i z zadumą oddaje się banalnej refleksji "jak ten czas szybko płynie, jakie one już duże!" i "dlaczego ciocia prowadzi zajęcia lepiej niż ja?!?" Ale to zapewne tylko tak z boku wygląda, no nie?
Jasne, że to tylko tak z boku wygląda ;) Twoje zajęcia są najlepsze Edu-Mamo ;)
OdpowiedzUsuńEdu-Ciocia
No pięknie pięknie :) gratuluję!
OdpowiedzUsuńSłyszałaś o dedomo? Niektórzy sobie chwalą, ale to chyba nie dla Ciebie, skoro masz blokadę;) My gramy w bingo po angielsku, ale przydaloby się przysiąść i zrobić nowe karty, z nowym słownictwem. Nawet mój trzylatek z powodzeniem już gra:) No ale... tu też trzeba mówić:/ Nic tylko Ciocia Elwirka zostaje. A może i Ciebie odczaruje i rozwiąże buzię właśnie Ciocia Elwirka:)?
OdpowiedzUsuńCiocia Elwirka ratowała mnie przed maturą. Myślę, że teraz pozostaje mi tylko zmiana języka obcego. Muszę się przekonać na jakimś innym do mówienia. Albo wyjechać gdzieś gdzie się inaczej NIE DA... :) Jakoś powoli będę walczyć i z tą niemocą. Na początek uczę się razem z dziećmi.
OdpowiedzUsuńNinka, niemiecki?... :P nie wiem, czy cię to pocieszy, ale niektórzy im dłużej się uczą, im więcej mówią, tym silniejszą mają blokadę.
OdpowiedzUsuńJa mówię TYLKO gdy muszę. I nikt ani nic mi nie pomogło jak dotąd tego zmienić.
Pozdrawiam ;)
Hiszpański zdaje mi się... trzeba się przygotować do podróży, które planuję w przyszłości odbywać. ;) Nauczę się, wyjadę i będę musiała.
OdpowiedzUsuń