niedziela, 28 kwietnia 2013

Tajemnice grafomotoryki czyli o tym co dobre dla małych rączek


Bardzo długo zabierałam się za napisanie tego tekstu. Wymagał przygotowania, planu, dokumentacji zdjęciowej, listy zaleceń od specjalisty, którą miałam "gdzieś na wierzchu". Poważna rzecz.  W rezultacie efektem długich przygotowań jest kilka zdjęć kiepskiej jakości, zgubienie listy zaleceń, plan zaś  zmieniał się tyle razy, że teraz już nie wiem, który jest najlepszy.
Spróbuję więc najprościej. Rozchodzi się o szlaczki. Szlaczki to ważna rzecz. Rodzice, ćwiczcie z dziećmi szlaczki. Bez szlaczków dziecko nie nauczy się pisać. Oprócz szlaczków koniecznie kolorowanie obrazków aby wyrabiać mięśnie dłoni. Szlaczki dla precyzji (oraz kształtowania kilku niezmiernie ważnych aspektów percepcji wzrokowej oraz koordynacji wzrokowo-ruchowej ale to za trudne do pojęcia więc nie będę tłumaczyć) oraz kolorowanie dla siły i wytrzymałości. Nie da rady inaczej. Co najmniej godzinę dziennie!
Jasne?

Żartowałam.

Tak naprawdę szlaczki i kolorowanie to ostatnie elementy treningu grafomotorycznego. Nie tylko ostatnie jeśli chodzi o kolejność wprowadzanych ćwiczeń, ale również ostatnie jeśli chodzi o potrzeby dziecka w wieku przedszkolnym. No owszem, testuje się dzieci pod tym kątem, młody człowiek (4, 5 latek) dostaje kartę i ma dokończyć szlaczek, ale tak naprawdę wcale nie musi tego ćwiczyć, żeby sobie poradzić z zadaniem. W każdym razie nie musi tego ćwiczyć w tej właśnie niemożebnie nudnej formie. To co teraz napisałam, to taka wielka, straszliwa tajemnica. Publiczna. Wiadomo to, ale się nie mówi. A rodziców i dzieci dręczy szlaczkami i kolorowaniem całych płacht papieru (pamiętaj żeby koniecznie pokolorować całe tło!!! Tak, tak, kredka jest cienka i nieładnie wygląda takie pokreskowane niebo, ręka boli i nudne to strasznie ale trzeba!!) Podejrzewam, że to z zemsty. Taka forma odegrania się: mnie kazali to znaczy, że teraz ja muszę (albo właśnie skoro mogę to będę) kazać innym! Żadnej innej sensownej przyczyny nie udało mi się znaleźć. Chyba, że założymy że ci co to zalecają zwyczajnie ograniczeni są. Ale nie śmiem taki podejrzeń wysuwać. W końcu ja tylko w garnkach mieszam.

Po co się to robi, cały ten trening małej motoryki? Czemu nie zostawić dziecku luzu, pełnej wolności? W końcu ingerowanie, przekonywanie i stymulowanie małego człowieka do jednej politycznie poprawnej politycznie techniki trzymania pisaka może być (i bywa!) rozumiane jako niepotrzebny przymus: "Dziecko sobie poradzi. Wypracuje własny, może nawet karkołomny ale skuteczny sposób..."  Pewnie tak, dzieci sobie radzą. :) Pytanie czy my, rodzice chcemy żeby zawsze i ze wszystkim musiały sobie radzić same? Czasem bywa tak, że mały człowiek ma zbyt duże lub zbyt małe napięcie mięśniowe, zaburzoną integrację sensoryczną, drobne nawet problemy neurologiczne. W takich sytuacjach warto ingerować, żeby pomóc. Dla wszystkich rodziców, którzy są gotowi akceptować rehabilitację, zajęcia z korektywy, trening Integracji Sensorycznej, rytmikę, gimnastykę łatwa do zaakceptowania będzie potrzeba ćwiczenia małej raczki. A reszty nie mam zamiaru przekonywać.
Nieprawidłowy chwyt (chwyt prawidłowy to taki, w którym pisak trzymany jest przez opuszki kciuka i palca wskazującego gdzie palce te są ułożone przeciwlegle do siebie ale symetrycznie nie nachodząc na siebie,  a leży na palcu środkowym, palce układają się w regularny łuk, nadgarstek swobodnie leży na stole, porusza się swobodnie), nacisk ręki z pisakiem na powierzchnię, zbyt mocno zaciśnięta dłoń utrudniają pracę reki i powodują, że to co może być świetną zabawą jest okropną męką. Rysuje oraz pisze się wolno, mało precyzyjnie, nieczytelnie, dłoń szybko się męczy. Nauka i praca wiążą się z bólem i nieustannym uczuciem porażki. To nie tylko mądrości wyczytane w poradnikach. Również nie tylko wiedza zasięgnięta z encyklopedii opisujących prawidłowy rozwój dziecka.  Dobrze wiem co mówię bo na początku edukacji przechodziłam przez taki dokładnie koszmar. Poza tym ważne jest uświadomienie sobie jak zbudowana jest dłoń dziecka. Tam gdzie my mamy kości maluch ma delikatne, miękkie chrząstki. Nie wolno takiej dłoni katować żmudnym i jednolitym treningiem bo można uczynić nieodwracalna krzywdę. Przesadzam? Wcale nie. Bić na alarm należy donośnie wszędzie tam gdzie małemu człowiekowi może dziać się krzywda, a zbyt intensywny, źle prowadzony trening może powodować zniekształcenie kostniejących chrząstek i kostek rączki i podobnie jak  dla kręgosłupa (który również kostnieje stopniowo) jest krzywdą nieodwracalną. Dlatego małe dzieci krócej pracują siedząc przy stolikach, zaleca im się więcej ruchu, i z tego samego powodu zabawy grofomotoryczne muszą, a nie tylko powinny być, urozmaicone.

Porządna lista ćwiczeń małej motoryki oraz treningu grafomotorycznego wygląda mniej więcej tak.
  • Już od 12 miesiąca życia bardzo istotne są wszystkie ćwiczenia, zabawy, zajęcia, w których mała rączka manipuluje przedmiotami.W tym wieku chwyt pęsetowy naturalnie przechodzi w chwyt szczypcowy. Dziecko ćwiczy bawiąc się klockami, samochodami, zwierzątkami, przekładając kartki w książeczce, wkładając przedmioty do kubeczka i wyjmując je, jedząc paluszkami, dłubiąc w piaskownicy (zabawy manipulacyjne). To są pierwsze ćwiczenia przygotowujące rączkę do pisania i rysowania.
  •  Lepienie: plastelina, ciastolina, glina, kulkolina, masy plastyczne, masa rehabilitacyjna (tę ostatnią odradzam bo droga, zamiast tego znalazłam produkt zastępczy, ciut tańszy, uwielbiany przez moją córkę, która właśnie ma problemy z napięciem mięśniowym w dłoniach a nie lubi przy tym mas, które się lepią do dłoni - ten produkt to masa mocująca np. Patafix UHU, córka sama odkryła zalety tego lepiszcza; poodklejała wszystkie obrazki w pokoju, ulepiła z masy kulkę i potrafi chodzić z tą kulką cały dzień miętosząc ją w palcach; po pierwszym ataku nieopanowanego gniewu - wszystkie obrazki zdjęte ze ścian -  uświadomiłam sobie, że problem treningu dłoni córka poniekąd rozwiązała sama - niech żyją dzieci!) Poniżej kilka zdjęć ilustrujących efekty naszych zabaw:

Ciastolinowa głowa - to tylko jeden przykład wybrany z parapetu, który obłożony jest tworami rak moich dzieci. Ciastolina cieszy się tak ogromnym powodzeniem, że swobodna zabawa nią nie trwa nigdy krócej niż półtorej godziny. Poza tym, że można ją wygodnie modelować a później dobrze się sprząta to jeszcze zasycha na kamień bez żadnego pieczenia. Moje córki robią ciastoliny sztuczne jedzenie, lepią Plastusie, zwierzątka, wycinają z foremek kształty, bawią się też zestawem "Cukiernia" gdzie z tej ciastoliny przy użyciu elementów zestawu można zrobić, lody, ciastka, gofry, i inne cuda. Zabawa jest przednia.


Kulkolina - dość duże, miękkie kulki zlepione w jedną masę. Fachowo się to nazywa pewnie inaczej, ale bywa dostępne zarówno w sklepach z akcesoriami rehabilitacyjnymi jak i w zwykłych papiernikach.



Korale z gliny, wykonane w pracowni ceramiki, wypalone, pomalowane i pokryte szkliwem. Zabawa z gliną - przewspaniała bo glina to jedyne w swoim rodzaju tworzywo, które zmienia swa twardość, daje się toczyć, kulać, rzeźbić, gładzić, wymaga delikatności, zaś po wypaleniu pozwala się jeszcze malować i jest naprawdę piękne. Wyszukanie fajnej pracowni lepienia i ceramiki polecam każdemu. (My korzystamy z oferty Domu Kultury, czasem taka pracownia organizuje zajęcia jednorazowo i wtedy nie trzeba zapisywać dziecka na cały rok - DKWłochy organizuje soboty i niedziele ceramiczne raz w miesiącu.) Poniżej jeszcze dwa zdjęcia samodzielnych prac w glinie: pierwsze prezentuje dzieła starszych córek - 6 i 7 lat, drugie prezentuje prace 4 latki.



  • Nawlekanie: koraliki na sznurki (i tu warto przyjrzeć się ofercie koralików, sznurków, gumek i żyłek), makaronu (takiego z dziurkami, jak się go jeszcze pomaluje to już w ogóle fajne rzeczy wychodzą - malowanie cienkim pędzelkiem klusek to też swego rodzaju ćwiczenie malej motoryki a pomalowany makaron nawleczony na sznurek to fantastyczny prezent na dzień babci, wszystkie babcie to kochają), korale jarzębinowe to też trening ciekawy, bo jarzębinki są małe, wymagają delikatnego trzymania, coby ich nie zgnieść a przy tym precyzji nawlekania bo zwykle nabija się je na igłę z nitką;  można takie nawlekanie zlecić nawet czterolatkowi. Poniżej kilka zdjęć, które zobrazują, mam nadzieję różnice w materiale. Bywa często, że nie zastanawiamy się nad tym zupełnie a nie jest to bez znaczenia jakie się wybiera koraliki i sznureczki. Młodszym dzieciom zwykle bardziej pasują duże korale, kolorowe, drewno to dobry materiał bo są dość lekkie, ale takie korale źle się nawleka na miękki sznurek, któremu w dodatku rozdwaja się końcówka. Wiele zestawów ma oryginalnie dodane sznureczki, mogą mieć one usztywnione końcówki: dłuższe lub krótsze. Do nawlekani małych i malutkich koralików dobrze sprawdza się tradycyjna żyłka, lub żyłka elastyczna, silikonowa jubilerska. Taka może być dodatkowo kolorowa :). Czasem wystarczy w pasmanterii kupić za 4zł woreczek koralików a do nich metr żyłki i już zabawka gotowa. Myśmy od takich zabaw zaczynały 4 lata temu, teraz mamy już zgromadzony pokaźny zestaw różnych, tutaj tylko kilka rodzajów. (Córeczki bardzo lubią przygotowywać własnoręcznie prezenty tą metodą). Jeszcze łatwiejsze i tańsze rozwiązanie to nawlekanie na żyłkę guzików. Warto guziki zbierać, my odcinamy je od każdego zniszczonego ubrania bo służą nam również jako materiał matematyczny (segregowanie, klasyfikowanie, przeliczanie, porównywanie), a czasem dziewczynki bawią się robiąc z nich naszyjniki, magiczne medaliony itp.
Sensowny zestaw: rozmaitość koralików, wygodny sznurek z długą usztywnioną końcówką. Nawet moja 2,5 latka sobie radzi (oczywiście tylko pod opieką z powodu ryzyka połknięcia).

Ku mojemu zaskoczeniu najmniejsze koraliki i żyłka to ulubiona zabawa najstarszej, tej właśnie córci, która ma największe problemy z małą motoryką. 

A tak potrafią różnić się końcówki sznureczków. Warto zwrócić uwagę - ten bez usztywnienia bardzo zniechęca bo utrudnia pracę.

A tu porównanie efektów godzinnej pracy, zupełnie swobodnej. Dobra, ja bym tego nie założyła, ale ćwiczenie było świetne.
  • Segregowanie: zabawa w Kopciuszka ;) - koralików lub  mieszanki fasoli (wiele odmian dostępnych sprawia, że zabawa jest przednia bo różnią się kształtem, kolorem i wielkością), grochu, klusek. Brakuje i zdjęć całej zabawy ale może to i dobrze... robimy tak: z pojemnika wysypujemy na dużą miskę a potem dziewczynki segregują fasolki do różnych miseczek, garnuszków itd. Czasami robią to malutkimi łyżeczkami. Zwykle jest to jakoś powiązane z zabawą w gotowanie. Zabawa ma wiele dodatkowych aspektów (analiza wzrokowa, umiejętność segregacji, klasyfikowanie, koncentracja itd), ale dla mnie i tak najważniejsze jest, że potrafią to robić długo i spokojnie. ;)

  • Przenoszenie wody pipetką - wodę można zabarwić barwnikiem, farbką wtedy jest ciekawiej, a zabawa pipetką wymusza właściwy chwyt, pomaga ćwiczyć właściwe napięcie mięśniowe, wymaga treningu precyzji. Zdjęć brak. Zwykle jestem zbyt zajęta wycieraniem wody. Osobiście nie przepadam za tą formą, bo wiąże się z bałaganem, ale dzieci ją lubią. Warto takie zabawy organizować na dworze, balkonie, w łazience, na stole przykrytym ceratą.
  • Zabawy pęsetą - cel i przebieg ćwiczenia podobny jak wyżej, warto tu zauważyć, że gdy się taką małą fasolkę pęsetką chwyci to potem nie można za mocno ścisnąć... świetna zabawa (zwłaszcza dla mamy goniącej fruwające jak z procy fasolki po całym domu) ale przede wszystkim znakomite ćwiczenie.
  • Koraliki PYSSLA - układanie na podkładce z wypustkami plastikowych malutkich koralików, w IKEA ta zabawka funkcjonuje jako PYSSLA korale z podkładkami, łącznie cena zestawu to około 25 zł, więc nie majątek. Niewykluczone, że taką koralikową mozaikę daje się też kupić u innego producenta, nie reklamuję sklepu tylko rodzaj zabawki. Ułożone na podkładce koraliki zaprasowuje się żelazkiem, przez pergamin i powstaje wtedy obrazek, mała mozaika, wisiorek... Najważniejsze, że można się długo zachwycać efektem, to zawsze jest skuteczna motywacja. 
Pyssla IKEA

  • Gry ćwiczące małą motorykę Granny: "Sznurki i dziurki", "Guzik z pętelką" - przewlekanie sznurków przez dziurki w kartonikach, pomoc taką można również wykonać samemu, wtedy zabawa jest podwójna.




  • Pomoce typu Montessori: but do sznurowania (łatwo dostępny w sklepach z pomocami), duży prostokąt materiału z wszytym suwakiem, zatrzaskami, rzędem guzików i dziurek oraz sznurówka, czyli dwa rzędy dziurek oraz sznurek do zasznurowania (coś takiego można zrobić samemu, wystarczy naszyć na spory prostokąt sztywnego płótna lub innego dość grubego materiału wycięte ze starych ubrań zapięcia) Myląca może być sugestia, że to są tylko pomoce Montessori, nasi polscy terapeuci nawet ci nie korzystający z metod Montessori stosują takie pomoce. Żeby już być ścisłym zabawy pęsetą i pipetką również zalecane są przez Montessori warto więc rozejrzeć się po blogach miłośników mądrej Włoszki i poszukać tam innych inspiracji (nie mam tych pomocy i nie mam zdjęć).
  • Obieranie mandarynek :) super zabawa! Dobre ćwiczenie małej motoryki a przede wszystkim zajęcie z silna motywacją - "rączki muszą się przy tym trochę napracować, ale to dla nich bardzo wszechstronne ćwiczenie. No i najlepsze, że cała "praca" odbywa się zupełnie przy okazji, niepostrzeżenie" (cytuję osobę polecającą taka zabawę.)
  • Naklejanie, wycinanie, wydzieranie: książki z naklejkami, lub naklejki kupione samodzielnie, ale też wycinanie z kolorowych papierów samoprzylepnych lub zwykłych i tworzenie wyklejanek - wymaga sporej precyzji podczas wycinania i wyklejania, dla młodszych dzieciaków zamiast wycinanek polecam prace metodą wydzieranek, z papieru, z kolorowej krepiny; później można tworzyć z wydzieranki pracę metoda kolarzu, z wydzieranki z krepiny powstają fajne prace gdy się wykleja obrazek z utoczonych z niej kulek i wałeczków; również wyklejanie obrazków kulkami waty: owieczki, bałwanki, chmurki i nieśmiertelne wyklejanie plasteliną (którą można rozcierać po papierze, lub przyklejać do niego w formie wałeczków). Zdjęcia prezentują prace moich młodszych pociech, 4 latki - serduszko, a dynia i dziwne coś 2,5 latki. 



  • Origami: techniki składania papieru wymagają spokoju, precyzji, skupienia i są dzięki temu świetną zabawą i znakomitym ćwiczeniem dla rączek; dla maluchów, już od trzeciego roku życia polecam "Magiczne kółeczka" D.Dziamskiej, czyli origami płaskie z kół, dla starszych dzieci wybór technik, prac, tematów jest przeogromny zaś przewodniki i książki instruktażowe Doroty Dziamskiej warte uwagi i godne polecenia (często są dostępne w bibliotekach dla dzieci, zanim się kupi można przejrzeć, wybrać...) Wrzucę jedno zdjęcie a co, znów praca mojej czteroletniej córki - mysz akurat dość prosta ale od początku do końca zupełnie samodzielna.

  • Układanie mozaiki (polecam Mozaikę Montessori - Expedis, ale można tez samodzielnie stworzyć układy mozaikowe z dowolnej drewnianej, kolorowej mozaiki),  puzzli - tak, tak, to też trening małej motoryki, dopasowywanie precyzyjne elementów.
  • Kalkowanie: szlaczki, obrazki, kształty figur - można się na przykład samemu z dzieckiem pobawić w przygotowaniu kilku szablonów do kalkowania, podstawowe wzory to : proste kreski poziome i pionowe, skośne kreski, krzyżyki, znaki "X", kółka, ślimaki, fale, trójkąty, góry, "falbanki", pętelki (ćwiczenie tych znaków przygotowuje do pisania liter pisanych), ale jeśli dziecko nie chce i nie lubi bawić się w kalkowanie tych kształtów, to zawsze można wydrukować jakiś schematyczny obrazek chmurki, gwiazdki, słoneczka, kwiatka , serduszka, dinozaura, smoka, czołgu... i taki obrazek przekalkować. Na przykład kota. (Dzieło czterolatki)

A poniżej kwiat w trakcie kalkowania (również rączką czterolatki):


Jeden z wykonanych przeze mnie szablonów do kalkowania, markerem na tekturce, to materiał dla młodszych córeczek: 



  • Ćw. grafomotoryczne niestandardowe: rysowanie po śladzie obrazek jednym ruchem ręki bez odrywania pisaka od papieru, obrazek składa się z linii prostych, falistych, pętelek, można rysować go po śladzie, kopiować wzór, kalkować (przez pergamin do pieczenia - polecam biały w arkuszach, wychodzi zdecydowanie taniej niż kalka). Zestaw takich wzorów do rysowania po śladzie zakupiłam w postaci dodatku do Kuferka Juki a następnie zeskanowałam i teraz mogę drukować i drukować. Dziewczynki się o te obrazki prawie biją. Obrazki są proste, jak wiat, kot czy ślimak i trudne jak choćby zając, czy ryba. Są też dwuręczne - takie, które trzeba rysować dwoma rączkami jednocześnie - poniżej na zdjęciu jeden z najtrudniejszych dwuręcznych: koty. (Dostępne na rynku materiały do pracy tą metodą to "Ćwiczenia grafomotoryczne według Hanny Tymichowej" i w ogóle szukając w internecie informacji na temat metody Hanny Tymichowej można zdobyć sporo wiedzy na temat rozwoju motoryki małej. Polecam.) 



  •  Filcowanie (na sucho i mokro - tak tak, wymaga precyzji, efekty są ciekawe, naprawdę spora frajda dla dzieciaków) - filcowanie na mokro to ćwiczenie mięśni rączki, jest też fajnym relaksem, powinno pomagać w rozluźnianiu mięśni takie toczenie kulek z wełny, a filcowanie na sucho, zabawa dla ciut starszych (choć można już zaryzykować pracę z czterolatkiem) wymaga precyzji, a przy tym delikatności bo zabawa polega na dźganiu kłaczków wełny specjalną igłą tak żeby tej igły nie połamać, więc dźgnięcia nie mogą być zbyt mocne ;).
  • Przyszywanie guzików.
  • Prace domowe: pieczenie ciasteczek - w szczególności ugniatanie ciasta kruchego tudzież piernikowego i formowanie ciasteczek (wycinanie z pomocą foremek ale równie zabawne bywa lepienie samodzielnie serduszek, ślimaków z utoczonych wcześniej wałeczków, a dla pięcioletnicj i starszych dzieciaków fascynujące może być formowanie z wałeczków utoczonych z ciasta całego abecadła!). Wraz z bratową w pieczenie ciasteczek z dziećmi bawimy się już od czasu gdy nasze córcie ukończyły dwa latka. Ryzyko takiej zabawy jest podwójne: najedzą się surowego ciasta jeśli się nie upilnuje i kształtowanie we wczesnym wieku niewłaściwej postawy - jeśli piecze się te ciasta z córką. [oczywiście ta ostatnia uwaga jest złośliwa, ale biorąc pod uwagę współczesna modę na "równość płci" powinnam zalecać pieczenie ciastek chłopcom a odradzać dziewczynkom...]
  • Prace domowe, odsłona druga: wkręcanie śrubek. Palcami. Śrubokrętem. Prawdziwych śrubek! Ale jak to? Prosto. Jest zabawka na baterie? To pozwólmy dziecku wymienić te baterię samodzielnie. Moja bratanica - jeszcze nie ukończyła 5 lat - sobie poradziła :). Ach, warto było posłuchać z jaką dumą o tym opowiada! Warto szukać takich pozornie dziwnych, nietypowych aktywności, bardzo realnych i oczywistych.
  • Malowanie: palcami, różnej grubości pędzlami najlepiej tez jest przy różnych okazjach nabywać zestawy pędzelków z różnych materiałów, różnej grubości i twardości włosiem. malowanie różnego rodzaju farbami: akwarelowymi, plakatowymi, akrylowymi. W planach mam wykonanie z dziewczynkami serwety albo zasłonek do ich pokoju przy użyciu farb do materiału. Kiedyś wymalowałam sobie takimi farbami  spódnicę "stemplując" ją własną dłonią. A inne ciekawe rozwiązanie to farby do szkła - zestawy dla dzieci, oraz farby do ceramiki. Można kupić zestaw białych filiżanek na wagę, kilka podstawowych kolorów farb wraz z konturówką i samodzielnie wykonać unikalny serwis do herbaty... lub wazon z butelki po soku. Możliwości są niemal nieograniczone. Czasami też w sklepach z zabawkami trafiają się takie "zabawki": parasolka do własnoręcznego pomalowania, naczynka dla lalek do własnoręcznego pomalowania. Zwykle adresowane są dla ciut starszych dzieci, na przykład od 7 roku życia, ale to tez jest czas, gdy warto urozmaicać aktywność manualną.
  • Wycinanki: podobnie jak przy malowaniu, rysowaniu czy nawlekaniu istotne jest narzędzie, warto poświęcić trochę czasu i namysłu nim się je wybierze, nożyczki nożyczkom nie równe; mogą być małe, do paznokci, ciut większe - do brody (mają zaokrąglone końcówki), typowe dla dzieci (u nas królują Stadlera ale na rynku jest tego naprawdę sporo - bardzo ważne jest też, którą ręką dziecko pracuje, okres ciemnoty się skończył i jeśli dziecko pracuje lewą ręką to swobodnie kupuje się nożyczki dla leworęcznego); wiem jakie ceny potrafią osiągać dobre narzędzia, ale nie powinno się na nich oszczędzać, kiepskie nożyczki, które szarpią papier, lub maja za duże i niewygodne uszy będą zniechęcać do pracy (u nas dobre nożyczki służą już czwarty rok, opłaciło się zainwestować w nie kilka złotych więcej).
  • Stemplowanie (stempelki można zrobić samemu - z ziemniaka, jabłka, gąbki, styropianu -lub kupić zestaw stempelków).
  • Budowanie z klocków oczywiście, polecam szczególnie klocki Lego, wiem, że drogie i w ogóle, ale maja pewne zalety, których brak innym (zarówno Duplo jak i tradycyjne małe), główna zaleta to jakość, świetnie się łączą. Czasami dają się kupować na allegro na kilogramy. Również budowanie z klocków drewnianych i klocków konstrukcyjnych wymagających precyzji łączenia elementów.
  • Rysowanie i pisanie w kaszy mannej lub piasku (wystarczy duża płaska blaszka - jak do pieczenia szarlotki - lub drewniana tacka jako podstawa, trzeba wysypać na nią warstwę kaszy by równo zasypać dno) - zabawa polega na rysowaniu własnych znaków, obrazków, symboli, szlaczków lub rysowaniu po śladzie albo przerysowywaniu z wzoru, narzędzia mogą być różne: palec, długi patyczek, druga strona długiego pędzla, palec, lub trzy palce (kciuk, wskazujący i środkowy) złączone w charakterystyczny dzióbek. Jest to świetne ćwiczenie bo pozwala skupić się na odwzorowywaniu - niezbędny element percepcji wzrokowej - bez utrudniającego koncentrację  nadmiernego napięcia mięśni i dociskaniu pisaka do podłoża. Pisząc w kaszy łatwiej pracować nad tymi aspektami, łatwiej również wprowadzać nowe znaki i symbole oraz ćwiczyć je. Najpierw na tacce z rozsypaną kaszą pisze się palcem, później dzióbkiem z trzech palców, potem dłuuugim patyczkiem trzymając za sam jego czubek, lub już normalnie, nisko; różnica między taką zabawą a pisaniem kredkami jest taka, że dziecko nie musząc dociskać pisaka do podłoża nie zaciska ręki, a jak nie zaciska ręki to chętniej daje się namówić na układanie palców w dzióbek czyli na prawidłowy chwyt... u nas bardzo skuteczne :)




  • Rysowanie palcem w powietrzu, palcem po ścianie, palcem po stole (to następny etap ćwiczeń przygotowujących do nauki pisania, nie będę go opisywać za to zainteresowanych odsyłam do Metody Dobrego Startu http://www.martabogdanowicz.pl/metoda-dobrego-startu)
  • Kreda: rysowanie po tablicy, rysowanie na chodniku (widziałam kiedyś sporą część alejki w parku ułożonej z kostki i wymalowanej kredą tak, że powstała fantastyczna, bajecznie kolorowa mozaika) - tutaj niewątpliwą zaletą kredy jest jej grubość, cienkiej kredy nie warto kupować, trudniej ją do chodnika docisnąć bo szybko się łamie, zdecydowanie największy sens ma gruba, kolorowa kreda.
  • Rysowanie specjalnymi kredkami w wannie to świetna zabawa i tak bardzo różniąca się od tradycyjnych metod, że czasem dziecko, które nie znosi rysować na papierze w wannie i na kafelkach tworzy przepiękne prace.
  • Rysowanie na papierze (czy nawet kolorowanie...) - wcale nie musi być nudne: po pierwsze wybór tematu, obrazka, wielkości (mały obrazek z książeczki czy wielki plakat?) po drugie - materiały!! czym rysować może dziecko? Trójkątne kredki wydają się być najlepszym pomysłem, bo stymulują  właściwy chwyt, czyli trzy palce na trzech ściankach pisaka: wskazujący, kciuk i środkowy tworzą "dzióbek", kredka leży na środkowym palcu a wskazujący i kciuk prowadzą. Ale przecież nie każdemu psu - Burek. Był taki czas, że moja najstarsza od trójkątnych wolała grube okrągłe ołówkowe Domino. I to druga cenna cecha kredek dla młodszego dziecka. Polecam kredki grube. Odradzam cienkie (choć czasami cienkie kredki są dobrym uzupełnieniem "szwedzkiego bufetu kredkowego" bo łatwiej nimi pokolorować szczegóły), często powodują one, że dziecko za mocno zaciska na nich rączkę. Kolejna cenna cecha kredek to jakość grafitu. Zbyt twardy powoduje, że dziecko mocniej dociska kredkę do papieru by uzyskać bardziej intensywny kolor. To może niekorzystnie wpływać na napięcie mięśni, szybciej też rączka się męczy. Wiele kredek ma grafity kiepskiej jakości, takie, które po spadnięciu na podłogę kłamią się w środku kredki. Beznadzieja.  Mam w domu 5 rodzajów kredek (grube okrągłe i trójkątne, cienkie, świecowe grube i cienkie) tak, żeby każda panna mogła samodzielnie wybrać, zmieniać chwyt, urozmaicać itd. Gdy widzę nowe ciekawe kupuję, kredek nigdy za dużo.  Jednak wybierając kredki trzeba uważać by nie dać się złapać w pułapkę. Popularność kredek trójkątnych spowodowała, że powstają dziwaczne i raczej szkodliwe potworki.  Wśród tradycyjnych kredek świecowych zdarzają się kredki świecowe, trójkątne ale płaskie. Nie będą one kształtowały chwytu bo brakuje im jednej  ścianki :) tylko fajnie wyglądają. Odradzam. Podobnie odradzam cienkie kredki ściśle zalepione papierkiem, po pierwsze łatwo się łamią a po drugie niewygodnie się je "obiera" z papierka, gdy się już obierze wtedy mogą ślizgać się w rączce. Z kredek świecowych polecam za to grube, mogą być okrągłe ale raczej bez żadnych papierowych oklein.  Wyszukałam w pewnym sklepie internetowym ciekawy pomysł - świecowe kredki w kształcie ostrosłupa prawidłowego trójkatnego, wyglądają jak kolorowe trójkątne klocki.  
Kredki Triwrite
Fascynują mnie, wyglądają naprawdę sensownie, zwłaszcza jako narzędzie pracy dla małego, dwu - trzyletniego dziecka. Zalety? Poniekąd wymuszają prawidłowy chwyt (jak się nie złapie tak są trzy ścianki) a jednocześnie pozwalają chwycić kredkę całą piąstką, pewnie i wygodnie, każda kredka ma też kilka czubków, kilka boków i kilka ścian, co gwarantuje urozmaicenie rysowania :). Wada kredek to ich cena. Ale moim zdaniem warto. [Tutaj link do sklepu, który ma/miał? w ofercie takie kredki: http://www.prolis.pl/przybory-szkolne/268-kredki-triwrite.html].
Inne ciekawe kredki to kredki Kamyki:
Crayon Rocks
Mają dobry kształt, wygodnie leżą w małej rączce, są wykonane z naturalnych i bezpiecznych materiałów, świetne dla maluchów; podam tutaj link, dla osób zainteresowanych pełnym opisem. http://www.ekorodzice.pl/kredki-crayon-rocks,82,566,1388.html
  •  I na koniec jeszcze jeden ciekawy aspekt. Kredka powinna cała być w takim kolorze jakim rysuje. Oczywiste? Niekoniecznie. Jeśli kupisz kredki w IKEA to będą albo wielościenne w kolorze jasnego drewna, albo - widziałam raz takie - super eleganckie, czarne, trójkątne i cienkie. Ładnie wyglądają. Podobają się zwłaszcza rodzicom. Ale jak po takim malutkim czubeczku rozpoznać kolor grafitu? Nie jest łatwo. Cienkich nie kupowałam, więc nie wiem jak zareagowałyby na nie dzieciaki ale raz skusiłam się na zestaw MALA, grube wielościenne, drewniane i w kolorze drewna. Kiepsko idą. Moje dziewczynki niechętnie po nie sięgają. W porównaniu z zestawem Stabilio TRIO są wybierane wręcz żenująco rzadko. Nawet takie miękkie, tanie ze sklepu "wszystko po 5 zł" mają większe wzięcie. Wrzucam tu kilka zdjęć, które pozwolą obejrzeć te kredki i porównać stopień zużycia a to już wiarygodna informacja na temat tego, co dzieci wybierają. Kredki kupowane były w kolejności takiej: Domino, IKEA, Tropicolors - cienkie, Cool School  trójkątne- wszystko po 5 zł, Stabilo Trio. Od razu widać, że drugie w kolejności kupione IKEA MALA są najdłuższe, a najpóźniej kupione Stabilo Trio dorównują niemal stopniem zużycia tym, które były kupowane wcześniej. Mają wzięcie, naprawdę. 






  • Trójkątne nakładki na ołówek: jest dużo rodzajów, pasują na cienkie i grube ołówki oraz kredki. Jeśli chce ci się inwestować można kupić komplet takich nakładek na kredki, zdecydowanie skuteczniej stymulują właściwy chwyt niż nawet najlepsze trójkątne kredki. Oczywiście najlepsze są nakładki profilowane, czyli takie, które mają kształt odpowiadający właściwemu ułożeniu palców na pisaku, miejsce na każdy palec ma inny trochę kształt. Jeśli decydujemy się na takie nakładki musimy pamiętać żeby obracać nakładkę na kredce czy ołówku. O co chodzi? Jeśli dziecko trzyma kredkę zawsze tą samą stroną do kartki to grafit spłaszcza się z jednej strony i w pewnym momencie pomimo, że kredka czy ołówek są zatemperowane, to zaczyna się zachowywać jakby się "wypisywała", sunie mało precyzyjnie, zostawia szeroki, jasny ślad, ślizga się po kartce... Człowiek naturalnie i trochę nieświadomie obraca kredkę czy ołówek w palcach podczas rysowania, nakładka profilowana taki naturalny obrót uniemożliwia... trzeba w tracie pisania okręcać nakładkę wokół ołówka by zmieniać stopień przyłożenia grafitu do powierzchni. Podam od razu link do sklepu, który takie nakładki sprzedaje, ma sporą ofertę choć nie wychodzi wcale najtaniej: http://www.prolis.pl/28-nakladki-na-olowek-i-dlugopis; Pozwolę sobie również wrzucić w tym miejscu sensowne zestawienie, znalezione w sieci - i kamień z serca, bo myślałam, że będę musiała tę katorżniczą robotę wykonać sama (zamieszczanie zdjęć, opisy itd).
  • Zupełną nowością jest dla mnie również ołówek Stabilo Easyergo, niestety kosztuje majątek (30zł), ale warto go sobie wyguglać, obejrzeć i przemyśleć jego kupno. Trzymałam go w ręku, jest znakomity. W moim odczuciu bije na głowę wszystkie nakładki. Ale nie testowałam go dłużej, nie wiem jakie ma minusy a nieznajomość minusów zawsze sprawia, że czuję się niepewnie. W każdym razie wyprofilowany jest bardzo dobrze, pozwala na obracanie go w dłoni bo wszystkie "wcięcia" są takie same a mimo to pasują do wszystkich paców. Jest dość gruby więc dobrze leży w dłoni, wkład jest wysuwany, wygodny, dość gruby, ładnie pisze. Moc pozytywów. Cena zabójcza. Do zastanowienia.

Poniżej podaję link do strony, z której pochodzi zamieszczony obrazek i opisy chwytów prawidłowych oraz nieprawidłowych; znajduje się tam też opisem zalet i zastosowań poszczególnych typów nakładek na ołówki i kredki, oraz zdjęcia tych nakładek: http://www.zabawkowicz.pl/zabawka/2403,praktyczne-nakladki-na-pisaki.html. Myślę, że to zestawienie powinno być pomocne w wyborze narzędzia do pracy. 
  • Trójkątny ołówek, długopis: bez najmniejszego problemu można też zaopatrzyć się w profilowane trójkątne ołówki - grube i cienkie - i takie tez długopisy. Wada grubego trójkątnego ołówka jest taka, że ma on gruby grafit. Kreska, którą zostawia jest dość gruba. Moja córka narzeka, że jest "za jasna". Zamieniłam gruby ołówek na cienki z nakładką i jest ciut lepiej. Ale tez ołówek ołówkowi nie równy, wiele zależy od twardości grafitu, od temperówki lub metody ostrzenia tegoż ołówka... jest co testować.
  • Pisanie palcem lub rysikiem po tablecie. Lub telefonie z ekranem dotykowym. Albo korzystanie z laptopa z wbudowaną w niego myszką. Czasem zastanawiam się, czy to ćwiczenie nie jest najlepsze z wszystkich.
  • Książeczki suchościeralne: kartki pokryte folią tak, że książeczkę można wielokrotnie wypełniać flamastrem suchościeralnym. U mnie w domu maja ogromne wzięcie, a najstarsza córka, nieznosząca tradycyjnych szlaczków przy tym ćwiczeniu potrafiła spędzać całe godziny. Trzy lata temu kupiłam pełny zestaw takich książeczek wydawnictwa Aksjomat ("Moje pierwsze szlaczki, cyferki, wyrazy" - dla 4 latka, oraz "Bawię się i piszę. Zmywalny papier" dla 5 i 6 latka - w zerówce. Dla dzieciaków w klasie pierwszej można już trafić naukę pisania liter na zmywalnym papierze.) Widziałam książeczki z nauką cyferek i literek pisanych dla pierwszoklasistów wydane przez Olesiejuka. Nie jest to już tak bardzo wygodne, bo flamaster daje dość grubą kreskę a ślad pisanej literki powinien być dość cienki... ale zawsze jakieś urozmaicenie.
  • Tradycyjne "szlaczki": łatwo osiągalne na chomiku - zwykle udostępniane do ściągnięcia i wydrukowania, również w księgarniach z pomocami edukacyjnymi (trochę mam pdf, jeśli ktoś pragnie i potrzebuje można poprosić a ja postaram się wysłać, ale zastrzegam sie od razu, że mam niewiele, można również wydrukować ze strony: http://www.kaligrafowanie.pl/). Od jakich zaczynać z małymi dziećmi? Kreski proste i pochyłe, kółka, owale. Później kształty szpiczastej góry i takie same do góry nogami, dołki i zaokrąglone górki, fale małe i duże a potem połączone na zmianę raz takie raz takie. Dopiero później włącza się pętelki, a pętelek też jest kilka rodzajów: gdy zaczyna się rysować od góry a zawija je w lewo lub w prawo i wraca w górę (na przykład w literce "y" będzie występować taka pętelka), lub gdy zaczyna się od dołu i po zawinięciu pętelki wraca w dół (w pisanej literce małej "f"), albo też gdy zaczyna się na górze a po zawinięciu pętelki kreskę prowadzi się prostopadle (wielka pisana literka "L"). Uzasadnione są więc ćwiczenia - przygotowują do pisania liter, nieuzasadnione jest za to wprowadzanie ich zbyt wcześnie. Lub zmuszanie dzieci do męczącego treningu. Ćwiczenie tradycyjnych szlaczków też może być ciekawe. Fale, góry, pętle można ćwiczyć bawiąc się na wielkim kartonie w slalom rysowany kolorowymi markerami pomiędzy kasztanami, guzikami, klockami itp. Również wiele kart pracy tworzonych jest z myślą o nauce przez zabawę - moje córki chętnie po nie sięgają, choć oczywiście wypełniają je po swojemu i różnymi narzędziami kolorując i ozdabiając. Tradycyjne szlaczki, jeśli wykonujemy dziecku samemu kartę pracy powinny  być realizowane według  pewnego stałego układu. Najpierw rysowanie po śladzie, później kalkowanie, łączenie kropek, dopiero potem samodzielne kończenie. Warto też bawiąc się szlaczkami sięgać po urozmaicone narzędzia i materiały: kredę na chodniku, czarną tablicę, tackę z kaszą manną, farby i pędzel na długim patyczku, malowanie na wielkim kartonie, grube markery na dużych arkuszach... Zamieszczam tu tylko trzy zdjęcia tradycyjnych szlaczków, za to każda karta z innego źródła. Wbrew pozorom czasami dzieci sięgają po takie karty samodzielnie i chętnie. W przypadku moich córek zwykle wystarcza, że pozwalam szlaczki robić "na kolorowo" ;), ale takie tradycyjne karty wykorzystujemy najrzadziej, choć w przypadku dziewczynek w wieku szkolnym dbam o konsekwencję i regularne wykonywanie tych ćwiczeń kładąc nacisk na technikę pisania oraz łączenia elementów. Ale to już materiał na tekst o nauce pisania.





Na sam koniec dodam, że zetknęłam się z opinią, że nauka prawidłowego chwytu to tresura, że to niepotrzebne, może wręcz szkodliwe. "Co taka osoba, niewłaściwie chwytająca pisak traci?" Teoretycznie traci czas, bo pisze wolniej, czasem traci czytelnika bo zwykle pisze mniej czytelnie, ochotę do pisania bo ręka się szybciej męczy, niewykluczone również, że wpływa to na jakość pracy tej dłoni na starość... ale nie wiem. Może właśnie nie traci nic. Poza nerwami w szkole, gdzie wciąż poucza ja nauczyciel. W dzisiejszych czasach dominuje pisanie na klawiaturze więc niewykluczone, że dziecko miast ślęczeć nad szlaczkami powinno trenować Mistrza Klawiatury... Ale ponieważ większość opisanych przeze mnie ćwiczeń to różnorodne i ciekawe formy aktywności, więc sądzę, że przeciwnik  tresury nakładkami spokojnie odrzuci akapit o tychże nakładkach a wykorzysta resztę.

W tekście wykorzystałam zalecenia pedagogów terapeutów z Poradni Psychologiczno-Pedagogicznych (różnych, bo w różnych bywałam), pomysły Montessori, pomysły znajomych rodziców z grupy Edukacja Domowa na fb rzucone w dyskusji, która miała miejsce około rok temu przez nich testowane, pomysły własne i mojej bratowej Kasi przetestowane przez nas. Strony oraz propozycje wydawnicze, które uważam za dobre, wartościowe, godne uwagi i polecenia dla zainteresowanych tematem. Oczywiście spora część wiedzy koczuje w moim umyśle jeszcze z czasu studiów, ale ponieważ jest to post na blogu a nie artykuł w naukowym piśmie, więc chwilowo odpuszczam sobie tworzenie bibliografii, wyszukiwanie źródeł itd.

Wszystkim rodzicom życzę powodzenia w zmaganiach a przede wszystkim świetnej zabawy. I mam nadzieje, że te moje wypociny okażą się dobrą inspiracją do odkrywania nowych metod, narzędzi, technik. Że się komuś przydadzą.
Pozdrowienia dla czytelników. :)

PS. Minęło trochę czasu odkąd pisałam ten post i jedna z mam dała znać, że choć pełno w nim pomysłów to mało ciekawych dla chłopca. Cóż. Ja mam córki. Ale nie jestem taka zupełnie pozbawiona pomysłów i dla płci przeciwnej. Zdjęcia nie zamieszczę, ani linku, bo nie mam, widziałam jednak onegdaj fantastyczny pomysł zabawki/pomocy dla chłopca. Otóż było to plastikowe pudełko (taki spory pojemnik do przechowywania żarcia), odwrócony do góry nogami i w denko miał powkręcane śruby. Gruby, cienkie, różne, totalny misz-masz. Ponoć najpierw trzeba było wiertarką nawiercić otwory (ostrożnie po pudełko pęka) a następnie powkręcać te śruby robiąc takiego "jeża", na którego kolce można już nakręcać nakrętki, nakładać podkładki, duże, małe, jakie tylko mama w Castoramie na wagę kupiła.  
Można oczywiście również kupić masę takiego żelastwa, luzem wrzucić do pudełka i wtedy oburęczna robota jest bo jedna rączka trzyma  a druga nakręca. Zabawa powinna być przednia a ćwiczenie znakomite.
Młodemu mężczyźnie sprawdzać się będą też wszystkie absolutnie odmiany majsterkowania: wymiany baterii, składanie zabawek, (są takie drewniane modele do składania - cudo!), dawniej modne modelarstwo (w naszym Domu Kultury jest nawet pracownia modelarstwa i zaraz po zajęciach ceramicznych pojawiają się chłopcy by robić modele samolotów itp).
Modele można również robić samemu, polecam książki z pomysłami prac plastycznych z papieru (ja wypożyczam z biblioteki), my korzystając z pomysłu z takiej książki zrobiłyśmy fantastyczny okręt z kartonu... Wszystkie "cięcia, gięcia, klejenia, dopasowanie" będą świetnym ćwiczeniem małej motoryki.



Mogę zapewnić, że to działa. Precyzja z jaką moja dziewięcioletnia córka dziś koloruje, rysuje, pisze litery (choć powoli), a przede wszystkim lubi to robić dowodzi, że częste ćwiczenie różnorodnymi metodami naprawdę ma sens.