sobota, 12 lipca 2014

Podręcznikowe absurdy. Część druga - czytanie ze zrozumieniem

Poprzedni post skończyłam płacząc nad niską jakością publikowanych w podręcznikach tekstów. Nie bez kozery.  Teksty podręcznikowe  podzielę  na dwa rodzaje (piszę o podręcznikach dla klas edukacji wczesnoszkolnej, 1-3): pierwszy, to te służące do nauki czytania, i drugi, to te służące jako zagajenie, wprowadzenie tematu omawianego na zajęciach czyli czytanki, które uczniom czyta nauczyciel. Stopniowo czytanka przejmuje również funkcję treningu nauki czytania. W trzeciej klasie zwykle pozostaje tylko ten drugi rodzaj,  dzieci czytają na tyle dobrze, by radzić sobie same. Przynajmniej powinny -  takie jest założenie. Czytanki tematyczne układane są oczywiście po to,  żeby wprowadzić temat zajęć. Wszystko zależy od programu, do którego powstał dany podręcznik. Jeden program ma różne bloki tematyczne, powiedzmy jeden blok na tydzień (np: "środki komunikacji") i w ramach tego bloku codziennie inny temat (fabryka samochodów, wizyta na lotnisku itd). Podręcznik będzie więc miał specjalna czytankę o tym, jak to mały Franek i jego siostra Fela odwiedzili fabrykę samochodów (przy okazji poznamy literkę F jak Fela i f jak fabryka - zaznacz wszystkie literki f w tekście), a na matmie dzieci będą liczyć choinki zapachowe, porównywać liczbę czerwonych autek i niebieskich samolotów, ewentualnie tworzyć zbiory otaczając takie same obiekty pętelką itp. [W taki sposób jest skonstruowany podręcznik "Nasze razem w szkole" WSiP ]. Inny rodzaj programu będzie zakładał tylko 4 duże moduły tematyczne i w ramach tych modułów różne tematy. Na przykład "W powietrzu" i tu będą różne tematy lekcji ("Wędrówki ptaków", "Obserwacje pogody", "Wizyta na lotnisku"), a do nich czytanki o ptakach, lotnisku, ptakach na lotnisku, zjawiskach atmosferycznych, wpływie zjawisk atmosferycznych na ptaki, samoloty, lotnisko i ptaki na lotnisku, itd [to pobieżna prezentacja podręczników "Od A do Z" kl. II Joanny Białobrzeskiej, wydawnictwa Didasko, które dość lubię, ale nie mogłam się powstrzymać od lekkiej złośliwości].
Oczywiście dość swobodnie zestawiłam te podręczniki, ale tylko tak mogłam to zrobić, bo właśnie z nich próbowałam korzystać w domu i mam je przetestowane. Należy więc traktować mój opis jako przykład jednej z wielu możliwości.  Tak czy inaczej, poza oczywistym celem poznawczym, czytanki te mają również funkcję nauki oraz treningu umiejętności czytania ze zrozumieniem. Przydaje się w dorosłym życiu, gdy trzeba rozkminić jak upiec ciasto, zaprogramować radio, zainstalować program, dawkować leki, rozpoznać problem, który zgłasza pralka (wyświetlając różne dziwne literki i cyfry), podłączyć cokolwiek gdziekolwiek, korzystając z instrukcji obsługi itd.; wyliczać można bez końca. Można oczywiście bez tej umiejętności żyć, ale najpierw trzeba zdać test trzecioklasisty, który właśnie na tej umiejętności się opiera. Potem test szóstoklasisty, który też, jak twierdzą metodycy - te umiejętności sprawdza, następnie jeszcze test gimnazjalisty i maturę, a wszędzie tam czytanie ze zrozumieniem. Jeśli ktoś zaszaleje, to dalej są studia, a na nich bez czytania i słuchania ze zrozumiem ani rusz.
Test trzecioklasisty: krótki tekst, do niego pytania, zadania bazujące na tekście. Test może zdać nawet dziecko, które posiada znikomą wiedzę o świecie - wystarczy, że potrafi czytać ze zrozumieniem i trochę myśleć. Oczywiście, my - edowcy - mamy luzackie podejście do testów i wiszą nam ich wyniki, gdyż jesteśmy ponad to. Wiemy też, że testy należy olewać, bo nie sprawdzają wiedzy, tylko znajomość klucza. Ale, jako że piszę o podręcznikowych absurdach, a nie o naszym zindywidualizowanym podejściu do edukacji, podkreślę tu, nauka słuchania (u maluchów) oraz czytania (u starszaków) ze zrozumieniem powinna być podręcznikowym priorytetem! Gdzieniegdzie bywa. W darmowym Elementarzu nie ma jej prawie wcale. Tekstów do słuchania dla pierwszaków znajdziemy jak na lekarstwo, a to co jest, to nudne gnioty.
Totalny absurd.

Każda przedszkolanka wie, że nauka słuchania ze zrozumieniem jest podstawą wprowadzenia do czytania, tak poezji, jak i prozy. Zasada jest prosta, na początku muszą się maluchy nauczyć skupiać uwagę na słuchaniu, a potem o wydarzeniach i bohaterach opowiedzieć najlepiej jak potrafią. Moja mama, podczas zajęć z literatury dla moich córek, potrafi czytać im na głos przez godzinę. Dziewczynki w tym czasie rysują ilustracje do czytanej opowieści, przy trudniejszych wyrażeniach lub słowach przerywają czytanie i objaśniają je, gdy czytają poezję bawią się w łowców rymów (kto pierwszy usłyszy rymujące się słowa ten mówi je na głos - miały dziewczynki zabawę podczas czytania "Pchły Szachrajki"), mama też pokazuje im, jak poeta wykorzystuje przenośnie i porównania. Zajęcia te nigdy nie trwają krócej niż 40 minut, a zazwyczaj jest to pełna zegarowa godzina. Dzieci bardzo tego potrzebują. Słuchania w skupieniu, nie krócej niż 15, 20 minut. Swobodnej rozmowy dotyczącej tekstu, tłumaczenia słów, tworzenia alternatywnych zakończeń opowieści, opisywania słowami bohaterów, porównywania ich. Maluchy mają bardzo płodną wyobraźnię i potrafią dokonywać błyskotliwych spostrzeżeń. Bajka, wiersz, opowiadanie są znakomitym punktem wyjścia do takiej zabawy, a jednocześnie kształtują właśnie umiejętność słuchania ze zrozumieniem, bezcenną jako punkt wyjścia do nauki czytania ze zrozumieniem.
Nowy podręcznik jest jednak z kształtowania tej umiejętności zwolniony. Przynajmniej tak się zapowiada. W pierwszej części ciekawych tekstów  po prostu nie ma! Ani prozy, ani poezji. Ba! Tekstów jakichkolwiek, służących wyżej opisanym celom nie ma. Wygląda to tak, jakby autorki wstawiły do podręcznika tylko takie teksty, które dziecko samodzielnie przeczyta. Jest to założenie, które znamy z Elementarza Falskiego. Z tą różnicą, że Falski powstał sto lat temu. Zmienił się nam kontekst, zmieniły potrzeby, zmieniły oczekiwania egzaminacyjne. Nie pełnił też Falski funkcji podręcznika "zintegrowanego", a lektury miały dzieci prowadzone osobnym trybem. Tymczasem Nasz Elementarz jest podręcznikiem uniwersalnym, o dodatkowym dzienniczku lektur nikt nawet nie przebąkiwał. Należy więc wnosić, że potrzeba kształtowania umiejętności czytania i słuchania ze zrozumieniem u pierwszaków nie istnieje. Być może poziom polskich dzieci w testach PISA poprzewracał autorom Elementarza w głowach i uznali, że skoro tak znakomicie wypadamy (10, 15, 9, 16 miejsce, licząc od 2012 roku w tył), to nie trzeba tego uczyć maluchów.  Rodzice mogą sobie sami kształtować te umiejętności po lekcjach i w weekendy. Mogą, a niedługo będą również musieli. A tak, będą musieli. Na razie to maturzyści z roku na rok wystawiają, swoimi egzaminami, coraz gorsze świadectwo reformom. A po tej cudnej, podręcznikowej reformie niewątpliwie przyjdzie czas na maluchy. Korepetycje dla pierwszaka: słuchanie ze zrozumieniem. Moja mama, która prowadzi dla moich córek zajęcia z literatury, będzie miała pracę na emeryturze ;).

Oczywiście można spojrzeć na tę sytuację z punktu widzenia optymisty (szklanka jest w połowie pełna!). Do tej pory podręczniki były naszpikowane tekstami, które nauczyciel czytał, bo musiał, żeby zrealizować program. A teksty, bywało, nie najwyższych lotów były, nawet u pani Białobrzeskiej, której podręcznik pod tym względem ceniłam najwyżej z poznanych. Teraz, skoro czytanek brak, nauczyciel może swobodnie sięgać po wybrany tekst, baśń, opowiadanie, wiersz, legendę i czytać z dzieciakami do upojenia to, co mu pasuje do programu. Ja, ze swojej strony, jako tematyczne opowiadania serdecznie polecam "Cztery pory baśni" Dulemby. Znakomite, niedługie, zabawne, dobrym językiem pisane, na każdy temat, urozmaicona narracja, jednym słowem: czytanki - miodzio! Jedyny kłopot, jaki może napotkać nauczyciel, to powiązanie tych powiastek z tematami z nowego elementarza. [Nie mogę pozbyć się niesmaku spowodowanego komiksami o tych dziwnych smokach - kosmitach. Może to krewniacy autorki? Dawniej smok w podręczniku pierwszaka to był wawelski... eh, może i dla mnie czas już przenieść się do muzeum?]

Na koniec zacytuję kilka tekstów, najpierw wierszyk z Naszego Elementarza - jesień (tfu! jakiego naszego?! ICH Elementarza, od tej pory już zawsze, tylko: "Ich Elemenatrz")

Dom to nie tylko budynek
Dom to mama,
tata i ja.
To moja babcia
i mały brat.
To Tropik – piesek.
I koty dwa.
To gwar wesoły.
I serca dar

A moje córki "przerobiły" z babcią Pchłę Szachrajkę. Co kto lubi.

W tymże elementarzu, części zimowej, znajdziemy już jeden normalny wiersz - Czechowicza i  jedno dłuższe opowiadanie z morałem (pt: "Jedno życzenie" Justyny Bednarek). Szału nie ma.
A teraz absurdalne opowiadanko, takie z działu "nauka czytania". Tekst dwuczęściowy, jak wszystkie z tego działu, początek dla dzieci słabiej czytających a druga część dla tych lepiej czytających. Rzecz traktuje o dzieciach i Babie - Jadze, miłośniczce zwierząt, (naturalnie, dzieci poznają literkę b jak bajka) i jest bajką o tym jak to dzieci trafiły do Baby - Jagi, opowiedziały jej smutną i piękną bajkę (my jej nie poznamy, dowiemy się tylko, że była o złej Babie - Jadze zamienionej w kamyk), a potem razem ze świeżo poznaną, dobrą Babą - Jagą, poleciały na miotle do miasta.
W tym opowiadanku trafiamy na głupoty dwie. Pierwsza: dzieci - nawet te słabiej czytające - mają przeczytać wyrazy takie jak: starowinka, cukierkowy, Barnaba czy akwarium, choć jeszcze nie poznały całego alfabetu. Ale co dla dzieci! Czterosylabowy wyraz a w nim sylaby zamknięte, otwarte, zbitki spółgłosek... luzik! Tylko ciężki dyslektyk sobie nie poradzi, ale wiadomo, takiemu tylko indywidualne zajęcia pomagają, to nie ma sensu do niego dostosowywać tekstu w podręczniku.
I druga, czyli morał z bajeczki, uwaga, cytuję ostatnie zdanie: "Bo osoba, która ma kota, kruka, rybki i kanarka, na pewno nie jest zła." To o tej dobrej Babie - Jadze.
Rzecz oczywista to jest i po tym właśnie poznaje się "niezłych" ludzi. Jakby jeszcze miała psa, papugę, świnkę morską, chomika i szynszyle to już by była całkiem dobra. Niestety, kupiła mieszkanie korzystając z programu "MDM" i wystarczyło jej tylko na kawalerkę, więcej zwierząt się nie mieści. Tak oto mały metraż i niesprzyjająca mieszkaniowa polityka obecnego rządu zrujnowały jej szanse na Życie Wieczne. Albo fajne "kolejne wcielenie" - wszak to postać fikcyjna.

Pierwszy semestr za nami, a tu ani jednej Polskiej Baśni, Legendy. Jest za to "Historia liczb". Co tam Lech, Czech i Rus skoro można dzieciom opowiedzieć o tym, jak to starożytni Rzymianie sprytnie wymyślili zapisywanie liczb poprzez różnego rodzaju układy nacięć. Ja nie przeczę, że to ciekawe jest, ale liczb rzymskich zwyczajowo dzieci uczyły się w drugiej klasie, gdy już poznały dobrze zapis arabski... ale cóż, to znów tylko takie moje nudne opinie z Ciemnogrodu.

Na użytek lekcji o stolicy Polski pojawiła się wzmianka o legendzie, zredukowana do takiego zdania: "Legenda głosi, że nazwa Warszawa powstała od imion Wars i Sawa. W rzeczywistości pochodzi od dawnego imienia Warsz i oznaczała na początku "osadę Warsza"". Jasne, już wiadomo, że legendy nie ma sensu czytać, bo błędna, a właściwych porad i mądrości życiowych udzielą nam autorki podręcznika w opowiadaniach o życzeniu dla Dżina i dobrej Babie - Jadze. I nawet kombinować przy tym nie trzeba, bo tak prosto napisane.


Ponieważ wakacyjnie tkwię na wsi więc dostęp mam tu tylko przez internet do darmowego Ich Elementarza, (którego lekturę polecam każdemu ciekawskiemu rodzicowi; do pobrania tutaj: http://naszelementarz.men.gov.pl/) Stąd też brak cytatów tekstów z innych podręczników. Jednak nie omieszkam dorzucić przykładów tychże po powrocie na łono miasta.

I oczywiście, nawet jeśli nieprędko, ciąg dalszy moich własnych refleksji o podręcznikach nastąpi. A w domu czekają na mnie dwa boxy po moich bratankach. Będzie co opisywać!


1 komentarz:

  1. A ja skomentuję :)
    Masz rację, że w podręczniku menowskim brak tekstów. Ale.. cieszę się - wolę brak, niż teksty na poziomie 4 latka ;) od września będę na tej książce pracować (a raczej: wspomagać się jedynie), teksty wyszukuję sama. To nic przecież trudnego, a mam możliwość znalezienia tekstu odpowiedniego, pasującego tematycznie, wiekowo, interesującego.

    Inna rzecz, że na tym podręczniku dzieci NIE nauczą się czytać, więc sama ukłądam sylaby, słowa, teksty - i xeruję razy 25...

    OdpowiedzUsuń