„Mamo, oderwij się na chwilę od tego komputera
i posłuchaj bo to jest naprawdę niezwykła historia! Kiedy byłyśmy na wakacjach,
no wiesz gdzie, miałyśmy taką niesamowitą przygodę! Ty nic o tym nie wiedziałaś,
byłaś w kuchni i gotowałaś obiad, a my poszłyśmy daleko, daleko, to znaczy nie
tak bardzo daleko, tylko na pole za stodołą. I tam spacerowałyśmy w zbożu. Aż
tu nagle pojawił się kombajn! Jechał prosto na nas! Kierowca kombajnu wcale nas
nie widział i nie słyszał (bo kombajn robi okropny hałas). My uciekałyśmy przed
tym kombajnem najszybciej jak się dało, ale on był coraz bliżej i bliżej! I
prawie nas doganiał i mógł nas złapać i zabić! Nagle Łucja się potknęła o
korzeń i łups! Wywaliła się! A ten kombajn był tuż za nią! Wtedy ja ją złapałam i podniosłam, i zarzuciłam na ramię i pobiegłyśmy dalej. I, uff…, udało się.
Kierowca kombajnu nas zauważył i przestał za nami jechać. Byłyśmy uratowane.”
„Nadzieja, patrz, jemy zboże!” „Jak to zboże? Gdzie?” „W
zupie są kluski. A kluski robi się z mąki. A mąkę robi się ze zboża. Mieli się
zboże w młynie i z tego powstaje mąka. Prawda mamo? No, i z tej mąki są zrobione
kluski. Czyli my jemy w tej zupie zboże.”
Wakacyjny
pobyt na wsi bije rekordy popularności w plebiscycie „co lubisz robić
najbardziej” głównie z powodu niewielkiego zalewu kilkanaście kilometrów dalej,
gdzie dziewczynki bawią się w wodzie. Ale są i inne atrakcje. Długie spacery, podczas
których można zadawać niekończące się pytania i uczyć jak zbudowany jest świat
i jak działają rządzące nim mechanizmy. Mrożące krew w żyłach przygody, które
przeżywa się gdy mama nie patrzy. Nawet jeśli tylko w wyobraźni.
Jedna z
najbardziej niezwykłych cech tego okresu, gdy dzieci są małe, niezwykłych i
najbardziej fascynujących, to możliwość obserwowania jak dzieci się zmieniają.
Uczą się myśleć. Wiązać ze sobą drobne wiadomości, efekty własnych doświadczeń
oraz obserwacji w długie łańcuchu przyczynowo-skutkowego. Dlatego (prawie
zawsze) cierpliwie odpowiadam na pytania. Ciągi pytań. A potem czekam. Pewnego
dnia dziecko mnie zaskoczy. Z zachwytem będę słuchać wywodów małej dziewczynki wzruszając
się, kiedy ten krasnoludek tak urósł? Kiedy tak zmądrzał, nabył tyle wiedzy i
orientacji w świecie? I nawet mi przez myśl w tym momencie nie przyjdzie, że –
cóż, nie ukrywajmy – spora zasługa to moje gadulstwo, coś pokazałam („A tu na
polu rośnie zboże, to żyto”), coś wytłumaczyłam („Jak działa młyn? A tak…”),
czemuś potwierdziłam, czemuś zaprzeczyłam. Znalazłam czas by słuchać i mówić.
Wtedy mi nie przejdzie przez myśl, jak duża jest zasługa matki, która niepostrzeżenie
i niezmordowanie towarzyszy małemu człowiekowi w jego drodze przez świat. Ale z
pewnością uświadomię to sobie w wolnej chwili a ta świadomość nada sens
kolejnym niekończącym się ciągom pytań i odpowiedzi.
A tak w
ogóle to dzieci są gwarancją codziennej terapii śmiechem. Łucja
potykająca się o korzeń na środku pola i Helena zarzucająca ją sobie na ramię
powaliły mnie na kolana. Leżę i kwiczę. ;)
Opowieść mrożąca krew w żyłach. Mają dziewczyny wyobraźnie :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam mamę edukującą domowo! Gratuluję bloga i życzę powodzenia.
OdpowiedzUsuń