poniedziałek, 17 marca 2014

Kamyki, patyki i sznurki

Istnieją takie zabawki, które stworzył dla dzieci sam Bóg. Powiedział Słowo i powstały. Na Początku Czasów.
A potem mijały lata, wieki, a wszystkie dzieci świata bawiły się tymi zabawkami podnosząc je z ziemi, bo tam właśnie, specjalnie dla dzieci umieścił je ich Stwórca. Zapewne z tego powodu, żeby były "pod ręką", że tak powiem.
A jeszcze później ludzie wymyślili Zanieczyszczenie Powietrza Oraz Ziemi i zabronili dzieciom podnosić zabawki z ziemi tłumacząc, że brudne i paskudne, i dali owym dzieciom śliczne i kolorowe zabawki edukacyjne oraz nieedukacyjne zrobione z polimerów syntetycznych wytworzonych sztucznie przez człowieka i niewystępujących w naturze. I powiedzieli ludzie: "Te zabawki są dobre".

Może dlatego, że dorosłym opatrzyły się zabawki stworzone przez Stwórcę i uznali je za nudne i za mało edukacyjne. Niestymulujące. Nicnierobiące. Banalne. A może uznali, że są brudne i niebezpieczne.
Oczywiście pojawiło się również grono ekologicznych rodziców sięgających po materiały naturalne i wytwarzających z nich ekskluzywne zabawki drewniane, niemalowane, lub malowane naturalnymi farbami i lakierowane specjalnymi lakierami, które posiadają mrowie atestów są niezwykle eko. Drogie zabawki. Naprawdę full wyczesane. Deseczka taka, w niej dziurki do przewlekania sznurówki. Wpadłam w bezdech - taka piękna i miła w dotyku. Deseczka wielkości dłoni kosztująca - bagatela 30zł. Bez sznurka! Ale za to ze specjalnie preparowanego dębu, odpowiednio suszonego, leżakowanego, szlifowanego i co tam jeszcze, oraz lakierowanego eko. Więc bardzo zdrowa deseczka.
Wiem, wiem, zaczyna się sączyć jad z mojego tekstu, obym się tylko w język nie ugryzła bo umrę z pewnością taka jadowita się robię, żmija jedna.
Całkiem szczerze deseczka wzbudziła mój zachwyt. Cena deseczki już nie, ale ponieważ deseczka jest bardzo trwała i bardzo ładna więc może dnia pewnego skuszę się i ową podziurkowaną deseczkę eko kupię. Jak i inne super eko drewniane zabawki, którymi się zachwycam.

Tymczasem moje córki z niezwykłym upodobaniem zbierają kamienie. Tak to już z dziećmi jest, że jak mają pod ręką kamień to go biorą i chowają do kieszeni, a potem drugi i trzeci... Albo patyk. Patyk na spacerze rządzi. Po co komu wózek z lalką skoro gdzieś na pewno znajdzie się jakiś badyl? A jak się jeszcze do tego znajdzie jakiś sznurek... eh, ile fajnych rzeczy można zrobić mając kilka patyków i naprawdę długi sznurek. Pułapkę na potwory (albo na mamę - co czasem na jedno wychodzi), wynalazek, maszynę czasu. A jeśli ma się jeszcze kieszenie porządnie wypchane kamieniami to nuda nie grozi.

Z patykami to ja mam tak - bez bicia przyznaję - że w tym obsikanym przez psy mieście nie pozwalam wnosić ich do domu. Zezwolenie na zabawę kijami córki mają na wsi. Oczywiście do momentu, gdy zaczynają się tymi badylami wzajemnie okładać, co jest niestety nieuniknione, bo po co komu patyk jeśli nie można się nim bawić w walkę na miecze, pojedynek rycerzy, albo Jedi, albo Mulan. Ale i w domu są takie patyki, które rządzą. Są różdżkami, pałeczką dyrygenta, strzałą z łuku itp.
A są i takie drewniane "niepatyki", które można z dziećmi twórczo ożywić i zabawkę zrobić osobiście. U nas spotkać można lalki z drewnianych kuchennych łyżek.


Podnoszenie kamieni z ziemi to również zabawa przez córki ukochana. A i ja nie pogardzę ładnym kamykiem. Oczywiście, wszystkie kamieni zbierane w mieście są przeze mnie starannie myte, a również gotowane (mąż wraca z pracy i zagląda do garnka a tam kamienie: kochanie, naprawdę myślisz, że jak je porządnie ugotujesz to zmiękną? ;)). A później to już z kamieniami można robić wszystko. Dziewczynki bawią się po swojemu a ja dorzucam swoje pomysły. Duża część naszych kamieni została pomalowana.

To są kamienie do zabaw z kolorami, pomalowane przeze mnie.


A tu już zbiór uzupełniony o kamyki wymalowane przez dziewczynki. 

Zabaw z kamieniami można oczywiście wymyślać bez liku, ja pokażę tu tylko trzy. 
Pierwsza to układanie ciągu elementów (rytmu). Można to robić w kilku wariantach: ułożyć początek i poprosić dziecko o kontynuację, ułożenie takiego samego, uzupełnienie luk - zadanie trudniejsze -  (ćwiczenie percepcji wzrokowej, analizy i syntezy), lub wydawać polecenia wymieniając kolejno kolory, które należy układać: "połóż niebieski - jak niebo, za nim połóż czerwony - jak pomidor, za nim połóż żółty jak słońce, lub cytryna, zielony - jak trawa...", przydatne w utrwalaniu nazw kolorów u malucha. 
Stopień trudności zadań dostosowany jest oczywiście do wieku dziecka i celu. 


Inna zabawa to układanie z kamyków obrazka.
Natalka ułożyła drzewko, na nim jabłka, słońce nie niebie.


Ta zabawa z kolei nasuwa od razu pomysł ćwiczenia orientacji przestrzennej, określania kierunków. "Słońce nad drzewem. Pod drzewem kałuża. Na drzewie liście i jabłka." Układanie wg polecenia, lub prośba, by dziecko określiło gdzie co ułożyło ("Co jest pod drzewem?). Tę zabawę można robić przy użyciu dowolnej zabawki oczywiście, ale kamyki mają swój niepowtarzalny urok. 
Z Natalką bawimy się również w przeliczanie, bo choć kolory wciąż jej się mylą (Nati ma teraz 3,5 roku) to przeliczanie uwielbia i przekracza już dość swobodnie pierwszą dziesiątkę. W dwóch językach. (Nie ma to jak edukacja domowa starszych dzieci przy młodszych. Człowiek się urabia po łokcie, ale wyniki zaskakują.) "Z ilu kamyków ułożyłaś słońce? Ile jabłuszek rośnie na drzewie? Z ilu kamieni ułożyłaś pień drzewa?" i tym podobne.

Kamyki można też malować w różne wzory. Ładnie wygląda owalny kamyk przemalowany na biedronkę. :) Albo zwyczajnie w paski. A malowanie takie to niezłe ćwiczenie małej motoryki. Moja Natka bardzo mnie zaskoczyła poświęcając ponad godzinę na staranne malowanie kamyków tak by każdy kamyk był pomalowany dokładnie ze wszystkich stron. I wzruszyła, nie da się ukryć. Obstawiałam, że wytrwa z pędzlem 10 minut a tymczasem malowała tak długo, aż pomalowała wszystkie kamienie, precyzyjnie, ze wszystkich stron, dobierając ładne kolory. Oczywiści malowanie kamieni jest frajdą dla wszystkich moich dzieci. Zwłaszcza, że mają zawsze pełną wolność w wyborze kolorów, narzędzi, sposobu malowania. 
[Pamiętam te okropne zajęcia szkolne: malowanie i rysowanie na zadany temat w określony sposób. W głowie pustka. Pomysłów brak. Niechęć totalna, rysowanie z przymusu. Nawet oceny miałam z tego marne, nigdy powyżej 4 nie wyszła. 4 z plastyki!! Jak nisko można upaść w podstawówce! Przez wzgląd na tamte czasy moje córki mają pełen luz. Fioletowa trawa? Proszę bardzo. Zielone niebo? Bardzo twórcze podejście. Kamyk ciemnobrązowy w czarne kropki i ciemnofioletowe paski? Jak najbardziej. Jeśli taki właśnie Ci się podoba.]

Ostatnia zupełnie naturalna zabawka, która nieodmiennie kojarzy mi się z dzieciństwem moim własnym a teraz jest stale obecna w zabawach moich córek to sznurek. 
Sznurek jak sznurek: bywa długi, krótki, czasem jest to skakanka, czasem sznurówka. Zastosowań ma bardzo wiele: bywa lejcami dla konia, smyczą dla pluszowego psa, elementem maszyny, wynalazku, pułapki (!), smyczą dla balonika, lassem, pętami niewolnika, szubienicą złoczyńcy (ach te dzieci i ich wyobraźnia), smyczą dla lalki, naszyjnikiem, diademem, i Bóg wie czym jeszcze. 
Postanowiłam zaprezentować tu egzemplarz sznurka w wersji De Lux. Jest to prezent podchoinkowy, który dostała moja trzyletnia córeczka od swojej cioci, specjalnie dla córki przez ciocię wykonany. Połączone ze sobą kolorowe pętle plecionki tworzą jedną dużą pętlę - korale, lub inaczej ułożone cały bogaty zestaw połączonych ze sobą sznurkowych bransoletek. Tak wymierzonych by pasowały tylko na małą rączkę.
W okresie świąt prezentów i atrakcji było sporo różnych i sznurek, który powędrował natychmiast pod poduszę (wyjątkowe miejsce do przechowywania ukochanych skarbów) został dość szybko zapomniany. Mimo to każda próba przywłaszczenia sobie owego sznurka spełzała na niczym bowiem mała dostawała ataku furii "Natychmiast oddawaj mój sznurek" i z powrotem wsadzała go pod poduszkę. Sznurek leżał pod poduszką miesiąc. Pewnego dnia został odkryty. "O, to mój ukochany sznurek! Nareszcie go znalazłam! Mamo, czy to ty mi kupiłaś?" "Nie, zrobiła go ciocia." "Kochana ciocia! On jest taki piękny! Będę go nosiła"
I sznurek został założony na rękę, na szyję oraz wykorzystany jeszcze na kilka innych sposobów. Był i jest "ukochanym, przepięknym sznurkiem, bransoletką - naszyjnikiem". Wspaniałym prezentem od ukochanej cioci.





A ja, nie będę ukrywać, trochę zazdroszczę. Też bym chciała mieć taki fajny kolorowy sznurek. Chlip.







10 komentarzy:

  1. I co, kamienie zmiękły? ;-)

    Nino, masz fantastyczne pióro!
    Uwielbiam czytać Twoje zapiski!

    Pozdrawiam serdecznie :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A gdzie tam! Gotowałam, gotowałam i nic... :) ale bakterie zabiłam chyba wszystkie!

      Usuń
  2. A czym malujesz, tj jaką farbą?

    OdpowiedzUsuń
  3. Te sznurki to i moje dzieciństwo :). Wplataliśmy je sobie we włosy robiąc takie kolorowe warkoczyki. Podpisuje się pod tym co napisała Buba fantastyczne pióro!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nino, ja tak jak Buba.. uwielbiam Twoje pisanie :)
    I jak zwykle dziękuję za inspiracje. Chociaż muszę przyznać, że gotowanie kamieni mi do głowy nie przyszło. Myję ja, owszem. I tyle. A w sumie to dzieci myją. Już mycie jest frajdę. Oprócz zbierania, noszenia i tego co potem. Natomiast kasztany sparzałam wrzątkiem. Zalecenie od laryngologa by uniknąć pleśni.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O widzisz! A ja z powodu tych psów i pleśni też (jesteśmy alergicy) gotuję gdy dzieci umyją. A to też z tego powodu,że mój pediatra stwierdził, że samo sparzenie nic nie daje, jak dezynfekować to ugotować. Za to dzięki za pomysł sparzania kasztanów, miałam z nimi mentalny problem. Żeby uniknąć syfu zbieramy tylko świeżo spadłe ale pleśni to nie wyklucza.
      :)

      Usuń
  5. A ja dziś w sklepie kupiłam 3 metry sznurka z myślą o obwodzie, wracam do sklepu po różne kolory - córa się ucieszy - dziękuję.

    OdpowiedzUsuń
  6. He!j A czym domywasz rączki dzieci po tej farbie akrylowej??? Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Farba akrylowa domywa się wodą. Zwykle w trakcie pracy dbam o to by leżały obok ścierki lub papierowe ręczniki, w które można na bieżąco wycierać rączki i pędzle, ale nawet jeśli farba na rączkach zaschnie to i tak się potem domywa. W końcu ;)

      Usuń