Spytała mnie dziś rodzona siostra: "Jak to właściwie wygląda od strony formalnej? Czy one są gdzieś zapisane?" I doszłam do wniosku, że rok temu ja szukałam odpowiedzi na pytanie "Jak to się robi?" i nie miałam wcale na myśli uczenia swoich dzieci w domu tylko formalne załatwienie sprawy. Przecież obowiązek jest, państwo rozlicza... Ten kto ED nie robi ten może nie wie, a jeśli pytanie go nurtuje - tu będzie odpowiedź. Dzieci są "normalnie" zapisane do szkoły. Mają "normalne" legitymacje a na koniec roku wystawione im będą "normalne" świadectwa. Różnica polega na tym, że zapisując panny do szkoły złożyłam wniosek o zezwolenie na wypełnianie obowiązku edukacji poza szkołą - w rodzinnym domu, oraz oświadczenie, że zapewnię dziecku warunki do wypełnienia obowiązku. Szkoła (dyrektor) wydała zgodę i już. Dostałam do ręki papier, elegancko ostemplowany i podpisany przez pana dyrektora "Decyzja w sprawie zezwolenia na spełnianie przez dziecko obowiązku szkolnego poza szkołą", wymieniono w nim artykuły z Ustawy o systemie oświaty, warunki pod którymi dziecko spełnia obowiązek (rodzice zorganizują realizację... według wskazówek, dziecko otrzyma świadectwo na podstawie złożenia egzaminów klasyfikacyjnych...) i po sprawie. Okazało się, że jest to bardzo proste. Ale wcale takie być nie musi, bo chociaż dyrektor teoretycznie nie powinien odmówić zgody na taką formę nauczania to nie każdy dyrektor o tym wie. Ponieważ zależało mi na ominięciu sytuacji konfliktowych z "pierwszym lepszym" dyrektorem rejonowej szkoły, który nie mając w ED doświadczenia byłby zapewne przerażony takim pomysłem, poszukałam szkoły, która już się tym zajmuje. Ach, no i oczywiście obie panienki odbyły wizytę w poradni psychologiczno - pedagogicznej w celu wykonania przez psychologa opinii o rozwoju dziecka. Młode były zachwycone "miłą panią" a ja dzięki temu mam rzetelną wiedzę dotyczącą tego co należy stymulować.
I oczywiście stale pojawiające się pytanie: "Ale z jakiego programu korzystasz? Kto decyduje czego uczyć?" Mam pod ręką podstawę programową. Mam program, z którego korzysta wychowawczyni, do której jesteśmy przypisane - czytuję sobie ten program, przeglądam treści, obszary, osiągnięcia... Nie kupiłam podręczników, ale to był mój wybór. Wolę sama dobierać materiały, narzędzia, techniki. A tak szczerze mówiąc, to program tylko systematyzuje materiał, który dziecko i tak przyswaja żyjąc, doświadczając świata, zadając pytania, uzyskując odpowiedzi i eksperymentując. Przynajmniej w zerówce. Nihil novi :) Jedyne, co tak naprawdę ja muszę zacząć to nauka czytania i liczenia, bo jakoś samorzutnie nie wykazały jeszcze dziewczyny pragnienia tej aktywności.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz