środa, 30 listopada 2011

W krainie marzeń

Niestety moje córki nie lubią książek. Ha! Głupio brzmi? I wcale nie jest to prawda na dodatek. Moje córki SYPIAJĄ z książkami. Ale porządna książka musi mieć ładne obrazki. Dużo obrazków. Mało liter. Krótki tekst. Mama czyta, krótkie opowiadanie a potem zaczyna się lot w krainę marzeń. Zwyczjnie Nadziejka i Łusia opowiadają sobie historie same, w oparciu o przeczytany przez mamę tekst opowiadają długie bajki przyglądając się obrazkom. Te bajki żyją, bohaterowie toczą spory, żenią się, wyznają sobie miłość, kłócą się i godzą. Przeżywają niezwykłe przygody.
Ale warunkiem powstawania tych "opowieści na dobranoc" jest bogato ilustrowana książeczka. Z krótkim tekstem. Jak wygląda taka książeczka? Nie ma się czym chwalić, najlepiej jeśli jest to "Barbie" albo któraś z klasycznych bajek, albo współczesnych wersji bajek animowanych... byleby bogato ilustrowana. Najbardziej lubię wyimaginowane spotkania Barbie z Cliffordem, lub Calineczki z Królem Lwem... eh, jak Łusia się zapamięta w opowiadaniu bajki to efektem jest rozbudzona gwałtownymi okrzykami Natalka. Widocznie zdaniem mojej córki nawet bajka na dobranoc musi być ciekawa. "Musi być jakieś życie na osiedlu."
Hela zaś sypia z dziecięcymi encyklopediami. Książeczkami przyrodniczymi. "Ciekawe dlaczego?", "Ciało człowieka", "Jak zwierzęta poruszają się", "Encyklopedia przedszkolaka" itp... Ciężkie, duże cegły. A moja funkcja to czytanie podpisów do ilustracji i naukowych wyjaśnień.

Książki na dobranoc? Długie opowieści, które czyta się fragmentami codziennie kontynuując opowieść rozpoczętą poprzedniego wieczoru? Nic z tego. I dlatego książki, które gromadzę dla dziewczyn narazie się kurzą na półkach. Czytamy za to krótkie opowiadania. "Cztery pory baśni" Włodzimierza Dulemby. "Pan Kuleczka" Wojciecha Widłaka. "Detektyw Pozytywka" Grzegorza Kasdepke. Książeczki z serii: "Poczytaj mi mamo". Bajki prozą i wierszem, klasyczne i uproszczone (choć w tych drugich wprowadziłam jakiś czas temu cenzurę, bo niektóre uproszczenia są bezdennie głupie). Najchętniej dziewczynki słuchają wymyślanych przeze mnie na bieżąco bajek. Ba! czynnie owym wymyślaniu biorą udział! Kupa śmiechu i radości, brzuchy nas bolą a na koniec zachwycone panny zasypiają "mamo, ta bajka była super!"...

Raz na jakiś czas wyciągam książkę, długą historię "Czarnoksiężnik Oz" na przykład ostatnio był to. "Mamo, to nudne" oświadczyła trzeciego wieczoru Hela. Nadziejka już drugiego dnia wyciągnęła własną książkę i równo mnie olała. Martwi mnie to. Przez chwilę.
Podobno gdy byłam mała moja mama czytała mi na dobranoc całą masę książek. Nie pamiętam żadnej z nich!
Jakie książki pamiętam z własnego dzieciństwa...
"101 dalmatyńczyków" Ilustrowana zdjęciami z filmu Disney'a historia zagubionych szczeniaków. Przy czym myśmy wtedy nie mieli telewizora i nie znałam tej bajki, a książka była spora i miała dość długi tekst. To była moja pierwsza samodzielnie przeczytana książka, pierwsza zarwana noc ;). Miałam chyba 8 lat. Rodzice na noc gasili lampki i żeby książkę dokończyć musiałam zgasić światło, odczekać aż zasną, zapalić i czytać dalej, po cichutku...
"Mała księżniczka" była drugą długą książką. Wciąż miałam 8 lat ale nocy musiałam poświęcić więcej... "Pollyanna" była trzecia. I na jej konto należy zapisać kilka kolejnych pozarywanych nocy. I wojnę z rodzicami o palące się po nocach światło. Oraz czytanie pod kołdrą przy latarce.
Nie pamiętam kolejności pozostałych pozycji ale jest kilka takich, które na całe życie zapadły mi w pamięci. Gromadzę je teraz na półce dla moich córek. Bo jestem przekonana, że przyjdzie taki moment, gdy opowiadane przez mamę bajki nie będą się umywały do historii czytanej osobiście. I mogę się założyć, że też w środku nocy. Dobrze, że mamy tę edukację domową, będą się mogły dziewczyny wysypiać, albo czytać w dzień, normalnie, jak ludzie. Bez tej koszmarnej, przeszkadzającej w życiu szkoły ;).

Ponieważ ktoś mnie podpytywał przypomnę tu kilka tytułów wspaniałych, mądrych lub po prostu zabawnych książek, którym zawdzięczam niezwykłe przygody w krainie marzeń. To będą moje prywatne wspomnienia.
"Opowieści z Narni" - najwspanialsza książka na świecie! (Następny równie wpsaniały jest Tolkien, ale dla ciut starszych dzieci moim zdaniem.)
Wszystkie książki Kornela Makuszyńskiego. "Panna z mokrą głową" pierwsze łzy wzruszenia pod powiekami, "Przyjaciel wesołego diabła" - szlochałam z głową pod poduszką czytając tę książkę a lekcję prawości zapamiętałam na zawsze.
"Jana ze wzgórza latarni", najlepsza, moim zdaniem, dla dzieci, książka L.M.Montgomery. Kategorycznie kazałam kupić ją sobie na urodziny po przeczytaniu jej w czytelni szkolnej. Niestety, nie udało mi się trafić na tłumaczenie, w którym ją poznałam ("Janka z Latarniowego Wzgórza", nawet nie wiem, czy było lepsze, miałam do niego sentyment, po naszym "pierwszym razie" ;))
Cała seria o Pippi, książki zaczytane przeze mnie na amen, stoją na półce i czekają niecierpliwie na zainteresowanie moich córek.
"Rasmus, rycerz białej róży" A. Lindgren. "Bracia Lwie Serce" - kolejne serdeczne łzy wsiąkające w poduszkę.
"Nawiedzony dom" i inne książki z serii Chmielewskiej o Janeczce i Pawełku - gromkie salwy śmiechu wzbudzające konsternację otoczenia. Samo wspomnienie tej książki sprawia, że się śmieję.
Książki Rolada Dahla a tu króluje "Wielkomilud", bardzo smakołykowata książeczka. Dopadłam ją na studiach i przeczytawszy zgrzytałam zębami ze złości, że nie znałam jej będąc dzieckiem. Kupiłam w antykwariacie gdy miałam 20 lat z myślą o moich przyszłych dzieciach. I dobrze zrobiłam, bo dziś nie sposób znaleźć jej w tamtym, najzabawniejszym, tłumaczeniu Michała Kłobukowskiego. Zresztą ponoć książeczki pana Dahla (z wyjątkiem tej) czytała nam na dobranoc mama, czego zupełnie nie pamiętam, i złości mnie do dziś, że nie podsunęła mi tych książek, kiedy już potrafiłam czytać samodzielnie.
"Mikołajek i inne chłopaki". Cała seria, wszystko jak leci. Moje córki na razie pokochały film. "Tajemniczy ogród", "Malutka czarownica" - ukochana książeczka dzieciństwa, zamiast odrabiać lekcje przysłuchiwałam się jak moja mam czyta ją mojemu młodszemu rodzeństwu.
"Doktor Dolittle" Niesamowite przygody w świecie gadających zwierząt.

Pozycji było oczywiście więcej, dużo więcej, ale te były pierwsze na liście pamięci. Może komuś się przyda takie wspomnienie. A ja na chwilę wróciłam do ukochanego miejsca, jakim jest do dziś kraina marzeń.

5 komentarzy:

  1. moja pierwsza somdzielnie przeczytana duża książka to "Pierścień i róża" Thackeraya. Miałam 7 lat i byłam chora, nie poszłam do szkoły i nudziłam się śmiertelnie, a nie miał mi kto czytać! Z desperacji przeczytałam sama. Na głos nieco wcześniej przeczytałam mamie jedną z tych naszych "dużych" dziecięcych książeczek. Była tam jakaś historia o jeżu i inne, a ja przeczytałam tą o owocu o zwariowanej nazwie. Nie pamiętam tytułu, a pamiętam książkę. Mamie opadła szczęka, że ja już tak czytam, pamiętam.
    Inne książki, to było wszystko, co mi sama polecałaś... Uwielbiałam te chwile spędzone przy regale na wybieraniu książek na zasadzie "co teraz czytać?..." ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. :) Masz rację, "Pierścień i róża" zdecydowanie należy do tych najlepiej wspominanych książeczek, szczególnie z wierszykami u góry strony ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bardzo Ci dziękuje za ten wpis :) Pozwolił mi przypomnieć sobie przyjaciół z dzieciństwa o których trochę zapomniałam...ja do tego zbioru dodałabym jeszcze "Emilkę ze Srebrnego Nowiu". I przypomniał mi się moje pierwsze wagary, w szkole podstawowej. Na lekcjach nudno a książka taka ciekawa trzeba było dokończyć czytanie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Ha! Wagary! Mój ojciec za wagarowanie karał mnie tak surowo, że opracowałam specjalny system czytania własnych książek w trakcie lekcji. Przy nauczycielach. Na Emilkę poszło kilka nocy z czasów początku liceum. Dziś byłoby to gimnazjum. Piękne czasy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. @ W pogoni za E.
    Emilka! Ach Emilka! jak ja się nią zaczytywałam (miałam zdaje się 2gą część - Emilka dojrzewa)! do tej pory pamiętam, jak w mojej głowie to ja byłam na jej miejscu i ja się zatrzasnęłam w kościele nocą (z grubsza mówiąc), nie wspominając o mej "twórczości" zainspirowanej tą książką... O rajuuu, ale mi zapachniało dzieciństwem!! Dzięki za obudzenie tego miłego wspomnienia.

    OdpowiedzUsuń