niedziela, 30 października 2011

Kuchenne lekcje religii

Panienki moje zapisane do szkoły katolickiej dostają pocztą co miesiąc lekcje religii. Katechezy przygotowane w formie pytań i odpowiedzi, dostosowane do wieku dziewczyn, ale jak wszystko inne i to postanowiłam trochę zindywidualizować. Nie od razu. Na początku ogarnęło mnie przerażenie. Jestem katoliczką, wierzę w Boga, zgadzam się z potrzebą katechizowania dzieci i przekazu wiary. Wiem, że wiarę przekazać mogę tylko swoim życiem, bo słowa, gdy przyjdzie czas dorastania zostaną przez buntownika zakwestionowane. I to staram się robić (a jak to już prywatna moja sprawa ;)). Ale organizować lekcje religii? Od czego tu zacząć?

Pierwsze pojęcia: Bóg wszechmogący, stworzyciel, Ojciec (początek wyznania wiary - Skład Apostolski) wpędziły mnie w rozterkę. Katecheza polecała zacząć od nawiązania do np.: gotowania zupy, zapalania światła, prostych czynności, które same się nie mogą wykonać. I tak samo świat nie mógł sam powstać a słońce samo zaświecić. Jakoś nie czułam klimatu. Ale rozeznać teren trzeba, więc podczas sobotniego obiadu "puściłam czujkę". Pytam dziewczyny: "Czy wiecie skąd wziął się świat?" Hela między jednym a drugim kęsem ziemniaka odpowiedziała spokojnie: "Pan Bóg go stworzył". "A słońce?" pytam dalej. "Też Pan Bóg!"
Miała rację skubana. I zaskoczyła mnie. Spłynęła na mnie ulga. "A drzewa, krzaki, kwiaty?" pytam dalej, bo całą jesień uczymy się obserwując przyrodę i zasadniczo to panny wiedzą, że rośliny wyrastają z nasion. Nawet zbieramy te nasiona, mamy już całkiem sporą kolekcję ;). "Wszystko Pan Bóg stworzył" odpowiedziały niefrasobliwie Hela i Nadziejka. Całkiem oczywiste, prawda?
"No, dobra. Ale dlaczego?" rzuciłam bombę. Z tym już sobie łatwo nie poradzą. "Bo nas bardzo kocha. Jest kochany." Spokojnie wyjaśniła mi córka.
W ten sposób dziewczyny same ze sobą przeprowadziły pierwszą lekcję religii. Mnie kamień spadł z serca i już się nie boję organizować kolejnych. Najważniejsze już moje panienki załapały.

Lekcje religii mają prostą formę. Poprzedzone są przygotowaniami: zapoznaję się z pojęciem, które ma być wprowadzone, szukam dobrze obrazującej historii z Pisma Świętego i na koniec dbam o połączenie elementów tak by wiążąc je dziewczynki widziały całą historię Zbawienia. Brzmi strasznie? Zwłaszcza jeśli czyta to właśnie laik. Nie, nie robię moim córkom wody z mózgu. Czytam im o Mojżeszu w Egipcie, Dawidzie, poznały historię stworzenia świata (oczywiście chronologicznie), rozmawiamy o tych historiach, co się wydarzyło i dlaczego; w jaki sposób wydarzenia te łączą się z Jezusem Chrystusem (panienki zaprzyjaźniły się z Nim podczas zeszłego Bożego Narodzenia i Świąt Wielkanocnych) - to są nasze niedzielne zajęcia. Bo skoro w niedzielę się nie pracuje, a zajęcia być muszą (!) to czemu nie tak? Niedzielna szkółka :).

Tydzień temu dziewczynki oglądały historię Mojżesza na DVD a potem czytałyśmy na dobranoc 10 przykazań. Ponieważ wieczorne czytanie to dłuuugi proces, trwa zwykle około godziny, więc był to świetny czas na wytłumaczenie i zrozumienie... Cały zeszły tydzień minął pod znakiem łamania i przestrzegania (i teraz uwaga!) interesów, zasad, słów, "no tego co powiedział !" czyli po prostu przykazań Pana Boga. Ale wyjaśniłyśmy też, że nie są to "nakazy", tylko "drogowskazy". Takie dobre zasady, które pomagają szczęśliwie żyć. Bo przecież człowiek jest wolny, może zrobić co zechce. Tylko trzeba jeszcze wiedzieć co się opłaca! Minie jeszcze trochę czasu zanim to dziewczyny zrozumieją.
Tymczasem jestem na cenzurowanym. Pilnują mnie. Żadne łamanie przykazań nie wchodzi w grę. Małe dzieci są bardzo prostolinijne.

Wczoraj i dziś odwiedziłyśmy cmentarz. Wczoraj były małe porządki, dziś znicz i kwiaty. Dużo pytań, milion poruszonych kwestii. Mam nadzieję, że dziewczynki zapamiętają, że umieranie nie jest smutnym końcem. Przed nami jeszcze całe zajęcia dotyczące Wszystkich Świętych...

To też jest nasza edukacja, choć raczej nie domowa a "cmentarna" chyba, w takim przypadku?
To był dobry dzień.

3 komentarze:

  1. Ha ha ha :) A myślałam, że to tylko ja robię Smykom szkółkę niedzielną :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Świetnie to ujęłaś, to o przykazaniach, ze to nie są nakazy, a drogowskazy. Każdemu milej kierować się drogowskazami niż wypełniać nakazy:)

    OdpowiedzUsuń