sobota, 22 października 2011

Plastusiowo

Moja siostra wręczyła mi ostatnio książeczkę Marii Kownackiej "Plastusiowo". W prezencie od cioci dla małoletnich bratanic. Otworzyły mi się w głowie małe drzwiczki a za tymi drzwiczkami wielkie możliwości, nieograniczone światy... coś naprawdę fajnego.

I tak po nudnych zajęciach z czytania sylab i jeszcze nudniejszych zajęciach z liczenia przyszła pora na to, co mama i córki lubią najbardziej. Ciastolina! 
Tym razem miałyśmy do dyspozycji zupełnie nowy produkt, "mięciutką ciastolinę" Elefun, urodzinowy prezent mojej pięknej Heleny. Po wyschnięciu pozostaje dość miękka i elastyczna. Zwykle długa zabawa ciastoliną w cukiernię kończy się wraz ze zmieszaniem wszystkich kolorów w jedną bryłę, ale tym razem postanowiłam zabawą pokierować. Zanim siadłyśmy do stołu zarządziłam nawarstwienie się (uwielbiam słownik synonimów!) na łóżko i poczytanie inspirującej książki. Efekty przechodzą najśmielsze moje wyobrażenia, a to dopiero początek. W planach mamy jeszcze poszerzenie zwierzyńca, budę dla psa (moja najstarsza panna wszystko już zaplanowała, ilość ścian, okrągłą dziurę - do wchodzenia - i daszek...), większy ogródek, drugi domek, drugiego Plastusia dla Łusi, której pierwszy Plastuś został pożarty przez Nati, gniazdo bocianie, bociana... a to dopiero kilka pierwszych rozdziałów książeczki! Strach pomyśleć co jeszcze Maria Kownacka tam opisała. Choć właściwie to wcale nie strach. Raczej coś w rodzaju radosnego oczekiwania i lekkiej ekscytacji.


Z kwiatkiem ładniej :)

Tak powstawał Plastusiowy przyjaciel - niebieski pies.


A tak przebiegał proces twórczy zielonego kota.


Pomarańczowy pies przypominał raczej łysego szczura... ale i tak był przepiękny.


A kot bez wąsów nie wygląda wcale jak kot. Aleśmy mu wąsy z kawałeczków żyłki doczepiły.



A oto i Plastusiowo. Czy raczej jego początki.

Po ukończeniu prac byłam naprawdę wykończona (każda panienka potrzebuje mamusinej pomocy natychmiast, a mamusia nie potrafi odmówić, więc pokazuje, pomaga i tłumaczy bez końca). Choć efekt może jest dość niepozorny to dom ma kolorowe okiennice, obrazki i ozdoby na ścianach, komin, a w środku stoją łóżeczka. 
Nowiutkie lalki Barbie kurzą się na półkach (a warto wiedzieć, że dziewczynki mają po jednej takiej lalce na głowę i długo musiały na nie czekać...) a w nocy Plastusie sypiają z dziewczynkami w łóżeczkach. Córki zmusiły mnie o 9 wieczorem, żebym Plastusiom wycięła polaru materace, poduszki i kołdry... Panienki wstają rano i biegną bawić się Plastusiowem. Planują rozbudowę osiedla. Nadziejka bez Plastusia nie rusza się z domu, pokazuje go wszystkim i opowiada historie o tym jak jej Plastuś magicznie ożyje, zamieszka w piórniku i będzie miał różne przygody (skutki oglądania dobranocki). A ja patrzę na to wszystko i serce fika mi koziołki ze szczęścia i dumy.
Życie jest piękne.

3 komentarze:

  1. Róża też ma ambitne plany co do rozbudowy naszego domku (http://latajaceprzedszkole.blogspot.com/2011/10/budujemy-dom-1.html)to co udało mi się zapamiętać z potoku wyobraźni to: Ciocia Nina i Nadzieja i Hela i Łusia i Natalka i drzewka i kwiatki i krzesła i stół i szlafrok i komputer i sukienkę balową i Pana Tomasza i kanapeczkę z serkiem... czyli wszystko co najwazniejsze :-) gratuluję Plastusiowa. Jest boskie!

    OdpowiedzUsuń
  2. A tak poza tym, to życie jest piękne a dzieci mądre!

    OdpowiedzUsuń
  3. o matko, ciocia Nina mnie rozwala, jak zawsze :) to niezwykłe uczucie być taką "ważną ciocią!" podziwiam wasz dom i już zaczynam zbierać pudełka od butów na własny :)

    OdpowiedzUsuń