sobota, 29 października 2011

Zmasowany atak wrogów

Moja siostra kochana, prowadząca bloga na salonie24 zalinkowała mój blog, z napisanym przeze mnie tekstem tłumaczącym decyzję o edukacji domowej. Moje argumenty zostały w komentarzach obalone kilkoma zdaniami, moja decyzja wyśmiana. Oraz mocno skrytykowana. Że edukacją domową skrzywdzę dzieci, że przyczyny tkwią w ideologii, że szkoła jest dobra. Że wychowuję odmieńców. Edukacja domowa - kto jest za?

He, he, rozumiem skąd się wzięła taka duża liczba w liczniku wejść... Tylko dlaczego żaden komentarz nie pojawił się pod moim tekstem, na moim blogu? Pewnie przeciwnikom ED szkoda czasu na zapoznanie się z metodą. I z blogiem. To irytuje, bo komentują coś czego nie znają. I śmieszy, bo straszliwie gardłują przeciwko czemuś, czego nie rozumieją. I wyluzowuje, bo dzięki temu nie muszę podejmować dyskusji. ;)

Nie będę się bronić  przed zdecydowanymi wrogami bo szkoda mi czasu. Ale dla tych, którzy mają czas i odwagę na wątpliwości, oraz dla wszystkich zainteresowanych sprokuruję tekścik, nie będzie krótki więc trzeba na niego poczekać, który poda troszkę racjonalnych, nieideologicznych argumentów.

Agresywnych i tych co "na nie" pozdrawiam.

P.S. A tak w ogóle, w kwestii bycia odmieńcem. Moje panny już są. Są z wielodzietnej. Z katolickiej wielodzietnej, a co tam, przyznam się. Zero szans na normalne traktowanie w społeczeństwie. Oj, żebyście widzieli jak się za nami ludzie na ulicy oglądają...

9 komentarzy:

  1. Cóż, niestety najmocniej potrafi dokopać rodzina. Wszak 'znają' nas najlepiej, wsadzili nas nawet do odpowiedniej szufladki. My z własnej z trudem próbujemy się wydostać. Ciężko bywa, ale po kilku latach ci najbardziej przeciwni zaczynają widzieć dobre strony naszej decyzji. Wytrwałości życzę i dużo uśmiechu.

    OdpowiedzUsuń
  2. Witaj linum :)
    Co prawda, to prawda, pewnie głównie z tego powodu, że opinia rodziny jakoś bardziej się liczy... emocjonalnie ;)
    U mnie akurat siostra jest stroną wspierającą. I na swoim blogu dzielnie broni moich racji (cytując moje wypowiedzi i własne przemyślenia) - dobrze, że to robi (błyskotliwie skądinąd) bo mnie się nie chce ;)) zarobiona jestem. Pozdrawiam ciepło

    OdpowiedzUsuń
  3. Bycie pionierem czy odmieńcem nie jest łatwe, ale za to jakie twórcze.

    My też jesteśmy odmieńcy - raz z powodu ED, a po drugie z powodu bycia protestantami - ale jakoś tak nam to nie przeszkadza. Często płyniemy pod prąd zgodnie z dewiza "z prądem płyną tylko martwe ryby". I dzięki temu jesteśmy w stanie podejmować niestandardowe decyzje, a nasze dzieci razem z nami. Ostatecznie taki Gates też podjął niestandardową decyzję - przerwał studia prawnicze (bodajże), chociaż nie mieściło się to nikomu w głowie, aby tak zdolny chłopak i do tego z prawniczej rodziny "tak się zmarnował".

    pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Wybór należy do nas. Dla jednego dziecka bardziej odpowiednia będzie ed. Inne wręcz rwie się do szkoły, a gdy juz tam pójdzie jest szczęśliwe. Znam taką dziewczynkę, która nawet podziębiona błaga o możliwość pójścia do szkoły. Ja stoję między szkołą a ed. Najstarsza córka chodzi do szkoły i uważam, ze w naszym przypadku sytuacja ta ma więcej plusów niż minusów, a oprócz tego staramy się rozwijać w domu. Ta nasza edukacja domowa stanowi czasem dopowiedzenie, a czasem dialog z lekcjami szkolnymi. Na razie tak jest ok, ale to początek podstawówki. Może później będzie inaczej? Najgorsza dla nas na tym etapie, na którym jesteśmy jest właśnie strona organizacyjna (dotarcie do szkoły, powrót itd). Jednak moja córka za nic w świecie nie zrezygnowałaby ze szkoły, z tej samodzielności jaką uzyskała, z ukochanej koleżanką, którą poznała właśnie dzięki szkole... A z drugiej strony konieczność zmierzenia się z problemami typu tej maszynki, o której wspominałyście Wy- obie siostry- że przerabia się dzieci wg jednego schematu. Ważne, żeby nie zostawiać dziecka samego sobie, a szkoły nie traktować jako naszego zastępcy. Niech więc każdy dba o swoje dzieci- każde z osobna, bo każde jest inne i każde potrzebuje czegoś innego. Pozdrawiam kobitki:) I trzymam kciuki za nas wszystkie+

    OdpowiedzUsuń
  5. Ps. Ja też mam czwórkę dzieci:) Za nami też się czasem oglądają. Ale chyba raczej z takim miłym zainteresowaniem, z sympatią:)

    OdpowiedzUsuń
  6. Matko,
    Za nami się oglądają różnie, zależy gdzie się pojawię. Na sadybie byłam ulubienicą osiedla niemalże ;). Ale jak poszłam wczoraj i dziś z dziewczynami na cmentarz, to już było różnie. Nie wiem, może cmentarz to nie miejsce dla dzieci ;)?
    Moje córki też żyją z założeniem, że pójdą do szkoły jak będą starsze, a ja na razie nie mam nic przeciwko temu, zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. W domu teraz chcę im tylko zakorzenić potrzebę samoedukacji i postawę badacza. Oraz zindywidualizować początek nauki. Pozdrawiam ciepło całą rodzinkę.

    OdpowiedzUsuń
  7. @Heathly,
    od wczoraj myślę nad tym "odmieńcem" i doszłam do podobnego wniosku. Przecież to, że słowo ma pejoratywny wydźwięk nie oznacza, że odmienność jest czymś niepożądanym. Wprost przeciwnie. A moim wielkim marzeniem jest wychować córki tak by wyrosły na mądre, nietuzinkowe kobiety. Indywidualistkami się urodziły ;) a ja nigdy nie zamierzałam tej cechy tłumić. Poza tym jesteśmy (nie wiem jak to napisać...) wierzącymi katolikami. Myślę, że to nie kwestia wyznania ale wyraźne utożsamienie się z nim, jakie by nie było, czy może wręcz hmm, afiszowanie (ja tam się afiszuję, gdyby nie Bóg i Jego działanie moje życie byłoby dziś przegrane) powoduje odrzucenie społeczne. A zmojego doświadczenia wynika, że łatwiej mi się dogadać z wierzącym dowolnego wyznania chrześcijańskiego niż z "neutralnym" czy ateistą. Pozdrawiam dzielnie płynąc pod prąd. Dobrych wiatrów

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Nino, wybacz spojrzałam na opisana przez Ciebie sytuacje przez pryzmat własnych doświadczeń. Ale takiej Siostry wspierającej, to szczerze zazdroszczę.
    Healthy, bardzo podoba mi się Twoje stwierdzenie, że 'z prądem płyna tylko martwe ryby". Fakt! Wielu ludzi nie podejmuje wyzwania dla świętego spokoju. Tyle, że ten święty spokój wieje nudą... grobową :)
    My także na cmentarz chodzimy z dziećmi, na pogrzeby także. I to uważam za ważną lekcję życia społecznego.
    Pozdrawiam Was serdecznie.
    PS. Mamy póki co piąteczkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  9. dziękuję za Twoje wpisy! Od kilku dni czytam Twój blog- od początku, bo wystarczyło, że zaczęłam czytać najnowszy wpis i już wiedziałam, że w tym czasie, w którym jestem - bardzo tego potrzebuję. Zaczynam ED od września i korzystam z tego piszesz, bardzo korzystam

    OdpowiedzUsuń